Uzbierałam dwie torby zabawek (jak poprzednio) i trochę pewniejsza, lecz nadal walcząca ze łzami poszłam do dzieci. Furtka była otwarta, drzwi również. Hol pusty, korytarze puste, wszędzie głucho, z oddali słyszałam męski głos, ale nie potrafiłam go zlokalizować. Z poprzedniej wizyty pamiętałam, że "maluszki" są na górze, więc poszłam tam. W kuchni pusto, w pralni pusto, na korytarzach pusto. Do pokoi dzieci nie ośmieliłam się wejść. Domyśliłam się, że była "jakaś" pora - może drugie śniadanie, może zabawy... Czułam się trochę zagubiona, trochę jakbym wkradała się do czyjegoś domu...
Na szczęście z jakiegoś pokoju wyłoniła się Pani, którą poinformowałam w jakim celu się tu znalazła. Obiecałam sobie, że osobiście zaniosę zabawki dzieciom...ale Pani tego nie zaproponowała, a ja wypowiadając zdanie "Przyniosłam zabawki dla dzieci, są przebrane i wszystkie w bardzo dobrym stanie" - walczyłam ze łzami...
Pani podziękowała, a ja szybko poszłam schodami w dół, aby nikt nie zobaczył moich czerwonych oczu i przyspieszonego oddechu...
Miałam być silna, miałam być radosna, miałam się chwilę pobawić z dziećmi...wyszło jak wyszło... Z tyłu głowy znowu miałam moją córkę - 2,5 letnie dziecko, które zostało porzucone, albo odebrane rodzicom...z różnych powodów...
Ile jeszcze takich wizyt...ile jeszcze czasu upłynie, aż nabiorę siły? pewności siebie? wiary? - jak to nazwać, jak opisać fakt, że nie potrafię spojrzeć na małe istotki, które codziennie powinno się przytulać i mówić im jak bardzo się je kocha...
www.temysli.pl
Może już nigdy, może zawsze będę zostawiać worki z zabawkami niczym Święty Mikołaj i będę znikać zanim obudzą się/zobaczą mnie dzieci... Może jako świadoma matka, nie potrafiąca zrozumieć sytuacji dzieci z Domu Dziecka/dramatu ich matek już nigdy nie będę potrafiła spojrzeć im w twarz, uśmiechać się do nich i bawić się z nimi jakby nigdy nic...
Ale jedno jest pewne...będę tam wracać i próbować, nawet jeśli nigdy mi się nie uda nawiązać kontaktu z dziećmi to przynajmniej będę wiedziała, że robię "coś" co choć na chwilę zapala uśmiech na ich buźkach...
Życzę...pięknego życia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz