MojeLustro

wtorek, 17 maja 2016

TOŻSAMOŚĆ MI OBCA...

Nie potrafimy się komunikować. - Jak to, przecież rozmawiamy!
Rozmowa nie wiele ma wspólnego z komunikacją (paradoks - a jednak). To tak jak ze słuchaniem drugiej osoby - słyszę, ale nie słucham...czyli nie rozumiem...
 
Rodzimy się bez umiejętności społecznych...komunikujemy się tak jak potrafimy...zmysłami, płaczem, śmiechem...instynktownie...
 
I może lepiej by było, gdybyśmy na tym etapie się zatrzymali :P Bo później jest już tylko gorzej:)
 
 
Z rodzicami różnie bywa, bo mówią jedno, robią drugie. Krzyczą nie podając argumentów, no chyba że argumentem jest: "Nie możesz, bo ja tak mówię!", lub jeszcze lepiej "Nie rób, bo nie!". No i z tego miejsca zaczyna się nasza edukacja...
- starszy zawsze ma rację
- większy zawsze ma rację
- jak starszy krzyczy tzn że ma powód, a jak nie ma powodu, to lepiej się usunąć z drogi
- trzeba jeść kiedy starszy tego chce, a nie kiedy ja potrzebuję
- trzeba się bawić tak jak starszy pokaże, bo tak jest najlepiej.
 
Tak to mniej więcej wygląda (trochę sarkastycznie, ale sytuacje nam znane:) Nie jest lekko być dorosły, nie jest lekko być dzieckiem.
 
No i mamy zalążek komunikacji. Gdy Jan był Jasiem, dostał jasny przekaz: dzieci i ryby głosu nie mają. Jasiu nie raz dostał klapsa od starszego, bo "nie słuchał", a gdy Jasiu "przydzwonił" koledze w piaskownicy, to znowu dostał lanie z informacją zwrotną: słabszych się nie bije...paradoks...A gdy Jasiu stał się Janem....
 
Znalazł partnerkę życiową...Cudowna kobieta, motyle szaleją...wielkie love...rozumieli się bez słów (bo na początku związku słowa są zbędne:) Pochodzili za rączkę...no to ślub, dzieci.
 
 
A teraz na poważnie.
Gdy dwoje ludzi zamierza wspólnie iść przez życie (lub przez jakąś część życia) to należy na wstępie zrozumieć suche fakty: związek tworzą dwie osoby, które były inaczej wychowywane (nie jest istotne czy dobrze czy źle - inaczej). Do związku przenosimy troszkę naszego taty, troszkę mamy, pewne zachowania rodzeństwa, w sprawę mieszają się też inne osoby znaczące...Druga strona również zabiera do związku swoją rodzinę i swoje zachowania. I zaczyna się spirala: "Ty zawsze...", "Ty nigdy...", "Twoja matka...", "Twój ojciec..., "Znowu to zrobiłeś/aś..." I bum!!!!
 
 
Dzieciństwo się nie kończy...ono trwa wiecznie o ile nie stwierdzimy (będąc już dojrzałymi osobami), że należy pozwolić dzieciństwu odejść z zachowań a pozostać w pamięci. Ton głosu...to nic złego o ile w cudowny sposób połączyły się dwie osoby, które mają podobne "wysokie C"...problem się zaczyna gdy u jednego gołąbeczka rodzice zamiatali problemy pod dywan i nie było krzyku, a u drugiego gołąbeczka analizowano wszystko i wszystkich, unosząc się przy tym emocjami...Czy takie osoby są w stanie się szanować...rozumieć się nawzajem... tak, ale muszą stawić czoła faktom... "U mnie w domu było gwarno, i jeśli ja się czymś emocjonuję, to też za tym idzie mój głos, co nie znaczy, że na Ciebie krzyczę, że Cię nie szanuję..."
 
W związkach codziennie się czegoś uczymy, albo inaczej: w związkach powinniśmy/moglibyśmy się codziennie czegoś nowego uczyć...Druga osoba nie jest nam przypisana do rodziny, tylko sami dokonaliśmy takiego wyboru - sami sobie przypisaliśmy partnera.
 
 
Nie będę się wymądrzać...sama uczę się komunikować...Ale chciałabym zwrócić uwagę na suche fakty: że często przesyłamy sobie sprzeczne komunikaty, odczytujemy emocje powierzchownie, opierając się na własnych doświadczeniach, bagatelizując cudze: 
- jeśli głośno mówię, to nie znaczy, że chcę tym zaznaczyć swoją wyższość - po prostu u mnie w domu głośno się mówiło
- jeśli nie patrzę Ci w oczy, to nie znaczy, że Cię nie szanuję - po prostu kiedyś doznałem/am krzywdy i unikam czyjegoś wzroku (powody mogą być różne)
- jak się pokłócimy, to ty chcesz sprawę przemilczeć, a ja przeanalizować - nie musi to wynikać z różnić płciowych - po prostu u mnie w domu było tak a u Ciebie tak...
- jeśli zwracam Ci uwagę, to nie znaczy, że chcę ci wytknąć błąd - być może mój ton głosu na to wskazywał (tak to odebrałeś/aś) ale tak nie jest...
 
 
Powodów i przykładów jest tyle ile naszych doświadczeń. Ale jak sobie z tym poradzić?
Na nowo uczyć się komunikacji...Jeśli masz małe dziecko to obserwuj je... Może właśnie Ono będzie dla Ciebie inspiracją...Jednak radzę zasięgnąć rady specjalistów, którzy pomogą wyciągnąć wnioski z naszego dzieciństwa (nie mam na myśli analizy, tylko suche fakty).
 
Idąc za dzieckiem...gdy dobrze przyjrzysz się dziecku, zauważysz, że nie mówi: "Ty zawsze", "Tu ciągle", "Ty nigdy"...Powód?
 
www.milosctopasja.com
 
Dziecko nie odnosi się do przeszłości i przyszłości. Ty też tak spróbuj. Zwracaj uwagę na fakty, odłóż na bok emocje...one są zgubne...odczekaj i przeanalizuj fakty. Dzieci częściej się od nas śmieją, (jeżeli już) rzadziej "strzelają fochy", nigdy nie przypisują nam złych intencji...Już nie raz pisałam, że dorośli powinni brać przykład z dzieci, że powinniśmy się inspirować "naszymi arcydziełami" :)
 
 
 
Życzę lekkiego dnia...