MojeLustro

środa, 28 grudnia 2016

MĄDRY POLAK PO...OPOWIEŚCI WIGILIJNEJ

19 grudnia 1843 roku ukazała się jedna z najważniejszych dla mnie opowieści. "Opowieść wigilijna", bo o niej mowa, była punktem zwrotnym w życiu Charlesa Dickensa. Historia o zgorzkniałym skąpcu miała pomóc pisarzowi wyjść z długów, a jak się okazało stała się najważniejszą w historii opowieścią o Świętach, która doczekała się wielu adaptacji filmowych.

 
Ale ja tu nie o historii "Opowieści wigilijnej" będę pisać ale o tym co najważniejsze, czyli o przesłaniu.
 
Nie jeden z nas (staram się nie używać słów "wszyscy", "zawsze", "nigdy") ma zapędy na sknerę. Ja również musiałam spojrzeć w lustro, gdy miesiąc temu do moich drzwi zapukała wolontariuszka UNICEFU. Wylegitymowała się, więc zaprosiłam do środka. Pani zachęciła do wspierania akcji na rzecz głodujących dzieci w Afryce. Oczywiście się zgodziłam...jednak zawahałam się gdy poproszono mnie o nr konta bankowego w celu aktywowania zlecenia stałego. "Jak to" pomyślałam "Mi się też nie przelewa", ale wyraziłam zgodę, gdy Pani oznajmiła, że mogę z tej opcji zrezygnować w każdej chwili.


Następnego dnia, gdy jeszcze dla pewności zadzwoniłam do UNICEFU w celu weryfikacji danych wolontariusza (UNICEF oczywiście potwierdził, że taki wolontariusz istnieje w ich bazie), Pani podziękowała mi serdecznie za wsparcie akcji...I wtedy do mnie dotarło...przecież ja raz w miesiącu "karmię głodne, być może umierające dziecko"... praktycznie nie odczuję tych kilkudziesięciu złotych...a komuś mogę uratować życie...co za wstyd...jak mogłam się zachwiać, jak mogłam choć przez chwilę zwątpić w słuszność "zlecenia stałego"...


To było skąpstwo moi drodzy...mimo, że staram się pomagać jak tylko mogę (choć i tak zdecydowanie za mało), to jednak myślę o tym, aby MI było dobrze...no tak...cała prawda o człowieku...rodzisz się egocentrykiem...i mimo chęci nie zawsze potrafisz to zmienić... ale ja zmieniam... cały czas nad sobą pracuję...zaangażowałam się w kolejną akcję...bo lepiej mi się rano wstaje...bo czuję, że robię coś co ma sens...bo ja nie zubożeję, a ktoś mimo wszystko zobaczy światełko w tunelu.

I tak to już jest, że ludzie chętniej pomagają w okresie świątecznym, i czują trochę, że odhaczyli dobry uczynek do kolejnych świąt...ale końcówka grudnia to okres podsumowań, a nie początek i koniec pomagania...to czas, w którym powinniśmy/moglibyśmy zapoczątkować czyjeś "lepsze życie", moglibyśmy karmić kogoś cały rok, a nie tylko na święta, lub wspierać jego edukację przez 12 miesięcy a nie jeden miesiąc:(


Czy muszą nas nawiedzić wigilijne duchy, aby otworzyć się na biedę, głód, niepełnosprawność...czy musimy zobaczyć, tak jak bohater "Wigilijnej opowieści" dno własnej trumny, aby obiecać poprawę i dotrzymać słowa...do końca swych dni...

Ja w duchy nie wierzę, ale głęboko wierzę w życie...chcę je przeżyć tak pięknie by moja córka z wielką miłością mnie kiedyś wspominała, aby być może kiedyś ktoś mnie wspomniał z sentymentem... i tak by "najzwyczajniej" w świecie ktoś żył dzięki temu że ja żyłam... 


Stary Rok pożegna się z nami nie pozwalając nam dokonać w nim zmian. Jednak nie jest w stanie zabronić nam ingerować w Nowy Rok. Mamy ogromny wpływ na to, co wydarzy się w przeciągu następnych 12 miesięcy...i wielu kolejnych. Jeśli chcesz zmian, ale nie wiesz jak sobie poradzić z niektórymi sprawami/problemami, to niczym Ebenezer Scrooge angażuj się w teraźniejszość, a przyszłość wybaczy przeszłości...


Drodzy moi...życzę pięknego życia

piątek, 16 grudnia 2016

CD...SAMOTNA WŚRÓD LUDZI 3

...spojrzała w lustro...wiedziała, że musi odnaleźć siebie na nowo...bo przed nią jeszcze tyle dni...tyle nocy...chce za dnia być szczęśliwa...a w nocy spokojna...co ma zrobić...kogo spytać o radę...czy sama znajdzie odpowiedź na pytanie o szczęście? Ona nie wie czym jest szczęście...bo skoro ma wszystko, a nie potrafi odnaleźć w tym upodobania...
 
www.demotywatory.pl
 
...nie wiedziała jak być szczęśliwą, ale wiedziała, że Jej dotychczasowe życie nie było wystarczające...nie żyła w pełni...postanowiła robić wszystko inaczej...zrezygnowała nawet z tych wyczekiwanych wieczorów z mężem...ale tylko na jakiś czas...chciała poznać siebie na nowo...
 
www.temysli.pl
 
...wieczorami wychodzi do kina, na jogę, do kawiarni z koleżankami z pracy...na początku czuła się dziwnie ale tylko przez chwilę...później zapominała, że robi to bo w domu nie miała tlenu...wychodziła oddychać...
 
...mąż odrabia lekcje z dziećmi...a Ona gotuje, ale nie to co zwykle...kupiła kilka książek kucharskich i korzysta tylko z tych przepisów, które wybierają dzieci...to im zadedykowała kuchnię...mąż lubi wszystko co ugotuje...
 
...raz w miesiącu kupuje grę dla całej rodziny...wyznaczyła 2 dni w które bez wymówek wszyscy zasiadają do stołu i spędzają wspólnie czas przy zakąskach i koktajlach...
 
www.demotywatory.pl
 
...rano zostawia mężowi karteczki z hasłami, a on w smsach odpisuje Jej czego te hasła dotyczą...
 
...zapisała się na kurs szycia, bo chce uszyć córce sukienkę na studniówkę...a w przyszłości może ciuszki dla wnuków...
 
...już na nic nie czeka...nie przeczekuje...wzięła życie w swoje ręce...dzieli się nim z rodziną i koleżankami...poszła na terapię, aby "pogodzić się z tatą"...
 
...ma cele...plany...marzenia...brzuch Ją boli coraz częściej...od śmiania...dzieci już nie są obowiązkiem...są przyjaciółmi...kompanami w życiu...rozmowy z mężem już nie kręcą się wokół dzieci, ale przyszłości...chcą zwiedzić Polskę...całą Polskę:)
 
www.demotywatory.pl
 
...czy jest szczęśliwa?...nie ma pojęcia...często się śmieje...pewne rzeczy robi bo musi, ale większość sprawia jej radość...z mężem mają dla siebie trochę mniej czasu, bo ich zajęcia czasami się pokrywają...ale nie martwi się tym...bo dzięki temu mają więcej tematów do rozmów...i zaczęli za sobą tęsknić...odzyskała tlen...oddycha swobodnie...ulga...

środa, 23 listopada 2016

CD...SAMOTNA WŚRÓD LUDZI 2

...widziała, że coś jest nie tak, ale to coś nie miało definicji...nie potrafiła sobie zadać pytania...a więc i odpowiedzi nie znała...
...dlaczego niegdyś szczęśliwa...dziś samotna wśród najbliższych...co się takiego stało, że życie, które w kość Jej nigdy nie dało, jest tak ciężkie i męczące...Jak to możliwe, że mając zdrowe dzieci, pracowitego dobrego męża i przywileje, z których korzystają dzięki "godnej" pracy nie dają radości...
 
 
...ten dzień był przełomowy...to wtedy pierwszy raz w życiu zadała sobie pytanie: "Dlaczego nie jestem szczęśliwa?", ale po tym pytaniu czuła się jeszcze gorzej...bo nie wiedziała gdzie szukać odpowiedzi...miała wszystko...czytała książkę...zasnęła...
 
...śniło jej się że jest w kuchni. To nie była jej kuchnia...ta kuchnia była nie taka jaką by chciała...wszystko w tej kuchni było nie tak...ale jedno było tak jak by chciała...Ona się śmiała...ze śmiechu bolał ją brzuch...czuła się lekko i beztrosko...w kuchni był jeszcze ktoś...mężczyzna...podeszła bliżej, bo nie była pewna kto to...to był jej tata...ale dlaczego...w jednej chwili poczuła niepokój...On zmarł...a Ona go nie opłakiwała...nie potrafiła...doświadczyła zbyt wiele krzywdy z jego strony...podszedł do Niej...miała spuszczoną głowę...podniósł jej podbródek i spojrzał głęboko w oczy...nigdy wcześniej nie widziała z tak bliska jego oczu...czekała, aż coś powie, a z drugiej strony bardzo tego nie chciała...On nic nie powiedział, przytulił Ją i się popłakał...
 
www.demotywatory.pl
 
...Przebudziła się z bólem brzucha...to od śmiechu...to było tak realne...poczuła dziwne mrowienie w głowie...co to za uczucie...czy to tęsknota...czuje się jak wtedy gdy czeka na męża i gdy tak bardzo za nim tęskni...ale dlaczego...czy tęskni za tatą...
 
Nie chciała odpowiadać sobie na to pytanie...od dawna nie czuła się tak ...spokojna...chciała zatrzymać to uczucie na dłużej...na zawsze...
 
...Poszła do kuchni...stał w niej mąż i robił naleśniki...buzię miał umazaną mąką...chciało Jej się śmiać...ale jak to...tyle razy widziała go umazanego mąką i ją to denerwowało...a teraz zaśmiała się na głos...nie mogła się powstrzymać...znowu poczuła mięśnie brzucha - jak we śnie...mąż też zaczął się śmiać mimo, że nie wiedział z czego Ona się śmieje...
 
...Poszła do łazienki, zamknęła drzwi na zamek, popłakała się...
 
...CDN...

czwartek, 17 listopada 2016

SAMOTNA WŚRÓD LUDZI 1

To nie jest lekki temat...bo samotność to rak, który rozwija się w nas latami...ciężko ją zdiagnozować, bo często otoczeni ludźmi, na samotnych nie wyglądamy...a samotność to nie tylko "babcia, która nie ma nikogo, kto by jej szklankę wody podał". Ten rodzaj samotności często jest dużo łatwiejszy do zaakceptowania. Są i tacy, co samotność wybrali na swojego towarzysza życia...Jednak prawdziwy dramat przeżywają Ci, co są samotni wśród ludzi...otoczeni rodziną, znajomymi, współpracownikami...
 
...nie cieszyło ją to co miała, a miała wiele. Zdrowe dzieci, pracowitego męża, mamę, na którą nie zawsze mogła liczyć, ale mimo wszystko interesowała się jej życiem, przytulne mieszkanie, samochód, który nie zawodził, koleżanki z którymi mogła porozmawiać...lecz Ona nie bardzo z tych dobrodziejstw korzystała...
 
 
Depresji nie miała...bardziej dystymię - cierpiała na przewlekłe obniżenie nastroju...nie zawsze tak było....ale nie wie też kiedy się zaczęło...jednak trwało to latami...bywało różnie: były lepsze i gorsze momenty w Jej życiu...czasami czuła, że życie u wszystkich wygląda tak samo (co paradoksalnie podnosiło ją na duchu), a niekiedy myślała, że jest zmęczona życiem i długo tak nie pociągnie.
 
Pracowała, prowadziła dom, chodziła na zebrania do szkoły...żyła z dnia na dzień. Jej życie kręciło się wokół męża i domu. Bo to właśnie mąż...to On był jej sposobem na życie, wyznacznikiem dnia kolejnego, motywacją w kuchni i atrakcją po pracy...
 
Czekała, oczekiwała, przeczekiwała...nic nie planowała, bo mąż potrafił z dnia na dzień poinformować Ją, że zostanie dłużej w pracy, że wychodzi z kolegami na bilard, że idzie na siłownię (tu była sytuacja stabilniejsza, bo przeważnie chodził na siłownię w poniedziałki i czwartki), że szykuje mu się wypad na ryby, albo impreza integracyjna...
 
 
 
A Ona reagowała różnie: gdy źle się czuła (a często tak było) to było Jej na rękę, że jej "wyznacznik" ma jakieś zajęcia po pracy, jednak gdy czuła się dobrze chciała ten czas spędzić z nim, a gdy on z różnych powodów odmawiał, była wściekła, smutna, sfrustrowana...popołudnie i wieczór trwały w nieskończoność... Dzieci kochała, ale one dla niej atrakcją nie były...bardziej obowiązkiem...odrabiała z nimi lekcje...oglądała TV...bawiły się same...
 
Gdy koleżanki chciały Ją gdzieś wyciągnąć...mówiła, że jest zmęczona, albo kłamała, że ma zaplanowany wieczór z mężem... Jej obiekt westchnień czasami zabrał Ją do kina, było i tak, że niespodziewanie porwał na kolację...i te momenty nadawały Jej życiu sens...Wspominała to w samotne wieczory, w pracy, gdy koleżanki opowiadały o atrakcjach własnego życia...
 
Wypadów było coraz mniej...wspólnych wieczorów też...rozmowy przy obiadach szybko się kończyły...a tematy zaczęły krążyć jedynie wokół dzieci i jego pracy...Zaczęła się dusić we własnym domu...pierwszy raz w życiu poczuła, że są oni (mąż, dzieci) i Ona...już nie czuła, że jest częścią rodziny...
 
...CDN...

czwartek, 27 października 2016

TO DOTYCZY NAS WSZYSTKICH

Jak wytłumaczyć 3-letniemu dziecku, że tatuś i mamusia innego dziecka źle się zachowują...jak to mądrze zrobić, aby nie spaczyć w tak wczesnym wieku jego pięknego świata...
 
 
Kilka dni temu wracając z przedszkola poszłyśmy z córka do sklepu. Przed nami szedł rozpłakany chłopiec (ok 3-4 lata) zaraz za nim rozwścieczony ojciec i bierna w zachowaniu mama. Chłopiec upadł na ziemię twarzą w stronę chodnika, na co ojciec podbiegł do niego, szarpnął za rękę tym samym podnosząc go i zaczął przeklinać na głos. Mama powiedział: "Mogłeś nić nie chcieć...teraz nie rycz!" Ojciec chwilę potrząsał dzieckiem, popchnął, po czym znowu szarpnął za rękę i poszli...
 
 
Nie zareagowałam:( Moje sumienie kazało mi zwrócić uwagę, ale rozsądek zabronił. Byłam z ukochaną córką, która była przerażona całą sytuacją. Bałam się, że gdy zwrócę rodzinie uwagę (co i tak nie przyniesie rezultatu "pozytywnego"), to ojciec zachowa się agresywnie wobec mnie...już nie wspomnę o moim dziecku. Bałam się, że w domu wyżyje się na chłopcu...za to, że "przez jego płacz" ktoś zwrócił mu uwagę. Sytuacja bez wyjścia?
 
 
Gdy weszłyśmy do sklepu, moja córka kilka razy powtórzyła, że "tata nakrzyczał na chłopca", "tata zrobił ałka chłopcu". Tak bardzo mi było przed nią wstyd:( Bo dorosły, większy, silniejszy...tak słabo się zachował...wykorzystał swoją władzę...aby dać ujście frustracji...Przecież rodzice są dla takiego 3-latka całym światem...a ten cały świat tak bardzo krzywdzi...gdzie uciec? gdzie znaleźć schronienie...gdzie znaleźć zrozumienie i pomoc?
 
 
Ten post nic nie wniesie...nie zmieni Świata...nie pomoże ofiarom przemocy...jedyne co...to przypomni, że tak się na tym Świecie źle dzieje...ale to widać na każdym kroku...
 
Ja to musiałam napisać...nie chciałam być z tym doświadczeniem sama...ciężko jest dźwigać ciężar przemocy...nawet tej "oglądanej"...bo każdy z nas był dzieckiem...bo każdy z nas wie...co to znaczy być zależnym w 100%...
 

wtorek, 18 października 2016

JEDEN DZIEŃ

...Jeden dzień urlopu...całkiem przypadkowo...bo moja przyjaciółka...moje drugie a raczej pierwsze dziecko się pochorowało...ma swoje lata...bo 24 czerwca skończyła 11 pięknych lat...ale to na szczęście jeszcze nie jej czas aby się pożegnać...
 
 
...więc wzięłam dzień urlopu na to moje kochane dziecko...mimo, że psina już starsza ode mnie jest...ale nadal wygląda i zachowuje się jak szczeniaczek...a że weterynarz dopiero o godzinie 11.00, to moje drugie dziecko...córkę kochaną...która dziś ma swoje imieniny...oddelegowałam do przedszkola...następnie pobiegłam do piekarni po chrupiący chleb i pojechałam w kierunku Domu Dziecka, bo paczki dwie uzbierałam...ale pomyślałam sobie, że zaparkuję "bliżej" - czyli gdzie indziej niż zwykle...i to bliżej okazało się o 15min pieszo dalej...nie pytajcie...sama nie wiem jak to wyszło...niby taka ogarnięta...a w Toruniu się zgubiła...;/
 
 
...ale ja pozytywów w negatywnych sytuacjach szukam...więc zaczęłam się cieszyć, że przecież urlop mimo wszystko mam...i taki orzeźwiający spacer sobie z rana zrobiłam...Przemarznięta podjechałam do McDriva błagając o małe cappuccino. I już wyciągam 4zł...a Pani do mnie, że za darmo bo promocja...Ludzie kochani ŚWIĘTO LASU:)...głodna jak nigdy...lecz uchachana wróciłam do domu (do ciepłego!!!) i rzuciłam się na sałatkę, która powstała dnia poprzedniego w wyniku nadmiaru czasu wolnego!!!
 
 
 
...no i dwa tygodnie temu kupiłam dwie pomarańcze, które w końcu doczekały się swojego własnego soku...w sensie, że je przerobiłam na sok;)...To śniadanie co zjadłam to mistrzostwo świata!!! Sałatka, sok wyciskany, chlebek z dynią...normalnie czuje się przewitaminizowana:)
 
 
 
I to nie jest nadzwyczajny post, bo tak naprawdę o niczym...ale cieszę się z tego dnia...bo jest godzina 10.00 a już tyle przyjemnych rzeczy się wydarzyło...myślę, że każdy powinien sobie chociaż raz na dwa miesiące taki urlop sprawić...trochę nie planowany, ale wypełnić go odpowiednio jak już się trafi. Taki dzień ładuje akumulatory, daje poczucie bycia potrzebnym, jest odskocznią od rutyny, pozwala pobyć samemu ze sobą...bo świat w tym czasie "pracuje"...

 
...druga część dnia jest łatwa do przewidzenia...porozczulam się nad psem...pójdę sama ze sobą na kawę i w tym czasie zadzwonię do koleżanki, która pewnie na ten telefon czeka...pojadę po moją imieninową córkę...pójdziemy pochodzić po liściach...dam Jej 2zł aby mogła sobie coś kupić...wrócimy na uwielbiany przez nas makaron z pesto i powygłupiamy się na dywanie...sięgniemy po książkę, do której sama wymyślę historię (potrzebne są nam tylko obrazki:)...i powiemy sobie dobranoc...dziś pójdę szybciej spać...bo jutro czeka mnie bardzo aktywny dzień...

czwartek, 29 września 2016

ZDROWIE I EMOCJE

...gdy kobieta staje się matką...to zaczyna myśleć szybciej, zdrowiej, więcej, bardziej, na przód i co najmniej za dwóch...gdy w moim życiu pojawiła się Hania...stwierdziłam, ze muszę żyć lepiej...ale w moim przypadku lepiej podzieliło się na zdrowie i emocje (reszta była ok:)...
 

 
A więc...
 
ZDROWIE
Gdy zaczęły się choroby córki, a leki apteczne nie zdawały egzaminu, i ostateczność kazała sięgnąć po antybiotyk, pojawiła się frustracja!!! Przełom nastąpił w styczniu tego roku. Hania od przeziębienia do zapalenia krtani po zapalenie oskrzeli przez miesiąc nie mogła wyjść z choroby...i wtedy postanowiłam nie słuchać lekarzy tylko zdać się na intuicję i mądre rady mamy oraz przyjaciółki, która na "zdrowiu" się zna!!! i tak oto od pamiętnego stycznia córka łyka syropek z cebuli i witaminę C. Stosujemy inhalacje solą fizjologiczną oraz do soczku z jabłek (tłoczonego lub wyciskanego) dodajemy czystek, a jak boli gardło - łykamy miód...czy to jakaś super metoda? Nie wiem...ale działa...jak pojawia się katar to trwa jeden dzień bo na noc zapodajemy łyżkę syropu z cebuli i rano kataru nie ma...tępimy chorobę w zalążku:) Idąc dalej...CHEMIA!!! wyeliminowałam ją do minimum. I tak oto trochę dłużej siedzę w sklepie - BO CZYTAM ETYKIETY - ale są i produkty, które dobrze znam a to skraca moje zakupy:) Moja zamrażarka pęka w szwach, bo jak nagotuję to następnego dnia mrożę pozostałości. Rosół to u mnie podstawa - wkładam w niego dużo serca bo służy mi jako baza do innych zup i kremów. Kura tylko "zdrowa psychicznie" - czyli ta biegająca po podwórku (mamy Panią, która nam te kurki w soboty sprzedaje, i którą serdecznie pozdrawiam), warzywa i owoce staram się również kupować na ryneczku...a te sezonowe "obrabiam" i mrożę - i dzięki temu w zimę mogę zrobić kefirek z "prawdziwymi" truskawkami:)
 
 
 
Ostatnio zrobiłam krem z dyni i zostało mi trochę mleka kokosowego...i tak mnie to męczyło, że szybko wymyśliłam naleśniki, które posłużyły jako śniadanie dla mnie i moich dziewczyn w pracy:) a oto mój przepis na kokosowe naleśniki (mój, czyli nie wiem czy jest zgodny z wymogami kulinarnymi!!!:)
- 1 szklanka mleka (świeże z Piątnicy!!!)
- 1 szklanka mąki
- 2 jajka (od zdrowych psychicznie kurek:)
- 4 łyżeczki brązowego cukru (przykro mi, ale cukier sprawia że się uśmiecham:)
- 2 łyżki stołowe mleka kokosowego (jak się chlapnie więcej to nie przejmujemy się tym)
- szczypta proszku do pieczenia
- szczypta soli
- olej kokosowy (ja dodaje łyżkę do powyższych składników - o ile jest w postaci płynnej - wtedy nie smaruję niczym patelni:)
 
Uwaga!!! Pierwszy naleśnik często się nie udaje:P - przynajmniej mi - reszta perfekt!!
 
...Wszystko traktujemy mikserem i na patelenkę...przyznam się do swoich grzechów - polewam te naleśniki syropem klonowym!!!!
 
 
I tak oto moja motywacja do zdrowego stylu życia zaczyna rządzić w kuchni. Zrodziło się z niej nie jedno kulinarne arcydzieło...jeszcze nie operuję wystarczającym czasem aby moje potrawy były "ładne":) Czyli wiecie, takie trendy obecnie panują na blogach kulinarnych: że ładnie podane, że ładnie ułożone na talerzu, że kształt odpowiedni, że obok ładna serwetka i kwiatki... ale córka coraz starsza to i czasu będzie coraz więcej:)
 
EMOCJE
Tu się sprawa komplikuje...bo z emocjami to jest różnie...no bo dziecko to taka mała, "różowa", słodka istotka, która posiada niezwykłe umiejętności wyprowadzenia DUŻEGO człowieka z równowagi z prędkością światła!!!!!!! (muszę ochłonąć:)
Idąc dalej...więc ja...niegdyś panienka, żyjąca z dnia na dzień, z nie jednym celem w życiu i planami na przyszłość, jako tako radziłam sobie z emocjami...bo nikt nie był ode mnie zależny, więc i te emocje mało kogo obchodziły:P a teraz...taka mała Smerfetka, która sprawdza granice matki i możliwości swoje rzuca we mnie tymi swoimi: "nieeee", "ja śama", "nie lubię Cię", "nie chcę"...to delikatnie mówiąc w kosmos bym ją posłała:)
Ale nie na tym macierzyństwo polega...nie nie...ja z pełną odpowiedzialnością podjęłam się tego wyzwania:) i zdaję sobie sprawę jak ogromne mam szczęście! Ale jeśli o emocjach mowa, to ja od tej małej Kokoszki wiele się już nauczyłam. Przemyślę zanim powiem lub zrobię (no w 85% - ale to i tak sukces). Bo jak kiedyś rzuciłam jedną z maskotek córki w kąt, gdy nie chciała po sobie posprzątać (po którejś prośbie), to zrobiła wielkie oczy, jak ten kot ze Shreka i się popłakała, obwiniając mnie: "Dlaczego ją rzuciłaś, przecież ją to boli!!!". Nawet nie wiecie, jakie wyrzuty sumienia mnie dopadły!!! Przecież dla dziecka taka maskotka to ma serce i duszę!!! A ja ją tak w kąt!!! jak byle co rzuciłam...Oczywiście przeprosiłam za swoje zachowanie, a córka posprzątała pokój:)
Cały czas się uczę...ja chcę być coraz lepsza, a wtedy pokazałam dziecku, że dorosły to tak w nerwach bierze sobie co mu w rękę wpada i rzuca tym o ziemię! Jaki wstyd:( Nauczyłam się też nie wchodzić z córką w "dialog", gdy jest nerwowa atmosfera, bo dziecko szuka wtedy sposobu na pokonanie DUŻEGO człowieka...rozmawiam z nią gdy emocje opadną, bo tylko wtedy informacje docierają  i mają głębszy sens. Poza tym, dziecku należy ograniczyć "gadania", bo nie przyswaja wszystkiego co do niego mówimy, dzieci nas małpują i najlepiej uczą się poprzez obserwację. Więc w procesie wychowania najlepiej pokazywać: "traktuj innych tak jak sam chciałbyś być taktowany":) A dzieci będą to naśladować...
 
 
...wielkie nauki MAŁEGO człowieka...
 
Życzę pięknych chwil!!!

czwartek, 22 września 2016

ZAPACH ŻYCIA

Nic nie widzę - nic nie czuję - nic nie słyszę. To by było straszne. A gdybym miała wybór...co bym wybrała...nie potrafię i nie chcę się nad tym rozwodzić.
 
 
Jednak staram się szanować swoje zmysły. Daje im odpocząć, "karmię" je tym co lubią:
- wzrok: będąc w pracy, co jakiś czas odwracam głowę w stronę okna i chwilę patrzę na drzewa lub w dal (zalecenie pani okulistki), staram się często mrugać, po pracy unikam TV, komputera, telefonu
- węch: gdy tylko mam okazję wącham kwiaty, (nałogowo) bazylię i  inne zioła oraz inne delikatne zapachy, które relaksują i wyciszają, a jesienią często otwieram okno i biorę głęboki wdech aby poczuć tę wilgoć, zapach liści i mokrej trawy - chciałabym zamknąć ten zapach w jakimś flakoniku i nosić przy sobie - jest to zapach, który mnie "uzdrawia"
- słuch: nie jestem zakochana w muzyce klasycznej, choć od czasu do czasu lubię jej posłuchać...jednak słuch wolę "karmić" szumem wody (morza, naszej cudownej Wisły), szelestem liści, ćwierkaniem ptaków i podśpiewywaniem mojej 3-letniej córki:) i może ktoś się śmiać lub uznać mnie za dziwaka...ale lubię ogólny "głos" miasta;)
 




 
...tak sobie myślę, że najlepszym miejscem dla wszystkich zmysłów jest...LAS...tam wzrok nie musi pracować, tam węch doznaje ukojenia, a słuch relaksuje się przy dźwiękach najpiękniejszych na Świecie. W lesie rzadko kiedy widzimy ingerencję człowieka, w lesie to człowiek podporządkowuje się naturze.
 


 
...i morze...szum fal...zapach, który zmienia swoją intensywność w zależności od pory roku...jednak jesienią czuć jakby mózg się nawilżał...biorąc głęboki wdech czuję jakbym wdychała zdrowie a wydychał chorobę...
 
 
Nadużywajcie jesieni...niesprawiedliwie przypisuje się jej depresję...jesień jest bardzo dobrym lekarzem...tylko należy się podporządkować jej zasadom: ubierać się na cebulkę (poranki bywają mroźne, a po południu może się okazać że słońce nas rozbierze), przebywać na świeżym powietrzu jak najwięcej - o ile nie wieje silny wiatr, korzystać z "owoców" jesieni - dynia, grzyby.
 
 


 
Nie zapominajcie o odpoczynku, czytaniu książek przy świecach zapachowych, aromatycznych herbatach z odrobinką miodu (u mnie pełną łyżką stołową:) i spacerach, spacerach, spacerach:)
 
Życzę pięknej jesieni:)
 
 
 

środa, 7 września 2016

POMAGAJ INNYM...ALE POMÓŻ TEŻ SOBIE

Jestem !!!absolutnie!!! zwolennikiem pomagania, udostępniania fundacji na FB, uczestniczenia w akcjach charytatywnych...ale...
 
Tak sobie myślę, że jeśli nie zaczniemy dbać o siebie...o swoich bliskich, jeśli nie przestaniemy żyć w lęku i nienawiści, jeśli nie zwolnimy...to "pęd życia" nas wyprzedzi...


Za kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt lat nie będzie komu pomagać, bo większość osób będzie potrzebować pomocy...Kowalski, który dziś wysyła pieniądze fundacji X sam kiedyś będzie do niej należał...niestety jako podopieczny...Kwiatkowska, która działa na rzecz fundacji Y, również stanie się jej podopieczną...i kto będzie pomagał? Przecież większość z nas będzie potrzebować pomocy... Powoli pochłania nas "trójkąt bermudzki"...


Wcześniej sama nie przywiązywałam wagi do tego co jem i piję...no może nie tak do końca...bo starałam się jeść zdrowo, ale to były tylko przypuszczenia...bo nie czytałam etykiet...które porażają chemią...


...czasami przeczytałam na opakowaniu "bez konserwantów" i już się cieszyłam, że "to coś" jest zdrowe...otóż nie...bo reszta składu do naturalnych nie należała...


...producenci zachodzą w głowę...jak tu "ładnie" nazwać chemię, aby ludzie myśleli, że to nie szkodzi...powiem więcej...że to jest zdrowe!!!...idąc dalej...słyszymy o dopuszczalnej ilości "czegoś" w produkcie i myślimy: "no to ok, nie zaszkodzi mi to"...a ja powiem: "dziś nie, za tydzień też nie...ale za kilka miesięcy...lat..."TAK



Ludzie kochani, ja wiem, ja zdaję sobie sprawę, że łatwiej kupić niż zrobić, i że to co bez chemii jest droższe, ale jeśli dziś...tak właśnie dziś... nie przemyślimy tego jak chcemy się czuć za kilkanaście/kilkadziesiąt lat...to biada nam...

I niech Was nie przerazi perspektywa kilkunastu/kilkudziesięciu lat...bo niektórzy mają takie podejście: "nie wiem czy dożyję", ale jeśli Kowalski kochany będzie Ci dane dożyć to lepiej w zdrowiu niż w chorobie...


Są jeszcze producenci, którzy chcą mieć "czyste sumienie" i sprzedają produkty pozbawione chemii, przy czym nie "zabijają" nas ceną...Warto "tych producentów" pozbierać do kupy i zaopatrywać się właśnie u nich...



Radzę też prześledzić to co jest na etykietach i jeśli jakaś nazwa jest dla Ciebie nie jasna to poczytaj o niej...Ja nie zdawałam sobie sprawy, że moje częstsze bóle głowy...mogą być wynikiem spożywanej przeze mnie chemii:(


Oczywiście nie dajmy się zwariować...to nie tak, że nie kupuję od czasu do czasu tego co ma tzw. witaminy "E":)...ale robię to naprawdę sporadycznie...a już na pewno oszczędzam w tym przypadku dziecko...które kiedyś wymknie się spod kontroli i będzie kupowało za kieszonkowe samą chemię...bo przecież ona jest najlepsza w smaku:P


...ale głęboko wierzę w to, że jeśli nauczę...a raczej...zachęcę dziecko do zdrowego odżywiania się, to mimo małych "grzeszków" będzie sięgało po zdrową żywność:) 

...cóż...życzę zdrowego podejścia do życia:)
 

piątek, 26 sierpnia 2016

...BOJĘ SIĘ...


...Ty nie masz źle w życiu - Ty nie potrafisz dostrzec, że Twoje życie jest dobre...
 
...a umysłem sterują Twoje słabości - czyli lęki i wspomnienia których nie chcesz się pozbyć...bo to jedyne PEWNE co masz...

 

...idź kiedyś do Domu Spokojnej Starości, tam Ci powiedzą czego należy się bać w życiu...
...tam usłyszysz, jak to jest gdy masz 80 lat i do końca odliczasz dni/tygodnie a przeszłość prosi się o sprostowanie...
 
"Mały książę"
...przeszłość nie pozwala się pożegnać z życiem, bo chce się pogodzić z ludźmi którym się wyrządziło krzywdę...którym się nie mówiło że się ich kocha...a przed śmiercią nie zawsze zdążysz...a nie wiesz jak jest po śmierci, czy można TAM funkcjonować z takim żalem zza życia...


...ale po co czyścić sumienie...przeszłość Cię zbudowała...to historia, której się nie zmienia, którą się zapamiętuje, wyciąga wnioski i tworzy ciąg dalszy historii...lepszej...mądrzejszej...
...przeszłość i krzywda jaką wyrządziłeś innym nie pozwala Ci zapomnieć i ciężko Ci się z tym żyje?...

 
...To ja Ci powiem że jest na to sposób...
...Na to - kim byłeś pomoże to - kim od dziś będziesz..
...jeśli od dziś będziesz pomagał innym...nie ważne czy to będzie mama, brat, znajomy czy jakaś obca pani czy inny człowiek...to tak Cię "Świat" zapamięta...

 
...to jak nas zapamiętają za 15 lat, będzie sumą ostatnich uczynków, a nie sumą błędów sprzed 20 lat...
 
...w przelocie, ktoś powie: "a to ten co 20 lat temu komuś przyłożył", ale zaraz doda: "i jak to się człowiek zmienia, bo tylu ludziom potem pomógł"...

...zamiast męczyć się tym jak uporać się z demonami przeszłości, zacznij planować jak pomagać w przyszłości, a "zła" przeszłość stanie się mało ważna...
...i nie myśl o tym, że ktoś Cię ocenia, że jesteś rozliczany...

 
...Ci co będą chcieli...zostaną...
 
 

...Ci co powinni...odejdą...
...a nowi na pewno Cię pokochają...


...dopóki nie przestaniesz światu udowadniać, że jesteś coś wart to nikt nie będzie słuchał...
...piękne wartościowe rzeczy dzieją się po cichu...bez fleszy...
...bo nie chodzi o to, aby codziennie przeglądać się w lustrze...tylko w tych kluczowych momentach życia...żeby to odbicie zgadzało się z Twoją sylwetką...

 
 
...i żeby nie wiem co...nie pozwól innym zmieniać swojej historii...możesz im pozwolić współtworzyć dalszą jej część...
 
...przeszłości nie zmienisz...możesz wynagrodzić krzywdę piękną przyszłością:)