MojeLustro

piątek, 19 lutego 2016

MUSZĘ SIĘ SOBIE POŚWIĘCIĆ

Żyjemy dla innych, bo ich kochamy, bo tak wypada, bo nie mam innej recepty na życie...A nasze życie upływa pod znakiem zapytania...Przelatuje nam przez palce...i nagle BUM! 20 lat - poświęcamy się studiom, 30 lat - poświęcamy się dzieciom, 40 lat - nadal poświęcamy się dzieciom, 50 lat - poświęcamy się dzieciom i ich dzieciom, 50+ lat - nie bardzo wiemy komu się poświęcać...
 
A nasze potrzeby, marzenia, ambicje, przyjemności?? Nie zdążyliśmy ich zrealizować, nie chciało nam się bo nie mieliśmy siły, czasu, możliwości... Teraz pewnych rzeczy już nie załatwimy, bo czasu nie cofniemy, a nawet jeśli część z nich moglibyśmy zrealizować, to jak? Za co najpierw się zabrać? Jak gospodarować czasem i chęciami...
 
www.demotywatory.pl
 

Na realizowanie marzeń, siebie samych nigdy nie jest za późno. Zawsze jest dobry czas, a podobno im jesteśmy starsi tym bardziej właściwy moment, ponieważ dzieci są odchowane, wnuki nas odmładzają, a czasu jakby więcej:) To taka mała zachęta do osób 50+. A osoby 20+ zachęcam do: nie odkładania wszystkiego na później. Planowanie ciąży, szukanie mieszkania, kupno sokowirówki, zdobycie się na odwagę w związku z własną metamorfozą, zmianę pracy.
 
 
Oczywiście, są sytuacje, które naturalnie wymagają czasu...ale małymi krokami można się do nich zbliżać.
 
Obecnie na planowanie ciąży nigdy nie jest dobry czas. A to kariera, a to nie ten partner, a to kredyt, a to budowa domu...A potem 35 lat, 40 lat i usilne/bezsilne starania...
 
Planując zakup (pewnie wszyscy myślimy o kredycie:) mieszkania, być może trochę czasu upłynie aż tego dokonamy, ale możemy zacząć rozglądać się za idealnymi płytkami, panelami, kolorami, meblami, itp. Możemy w tym inspirować się aranżacjami mieszkań w Internecie. Wtedy istnieje większe prawdopodobieństwo, że nie kupimy i nie zrobimy nic pod wpływem emocji i presji czasu:)
 
Chcąc kupić sokowirówkę, możemy to zrobić od ręki - mając pieniądze - lub odkładać po 2zł dziennie (jakże to mała, osiągalna kwota:), aż uzbieramy pełną kwotę na wymarzony sprzęt.
 
Chcąc coś w sobie zmienić po prostu to zróbmy:) Jak włosy okażą się za krótkie - to odrosną, jak kolor będzie za jasny, to przefarbujesz, jak chcesz schudnąć to kup super ekstra buty do biegania i bez wątpienia pokusisz się aby "pokazać je Światu":)
 
www.demotywatory.pl
 
Realizujcie siebie, bez względu na wiek - nie żyjmy tylko dla innych - podkreślam słowo tylko. Nie dopuszczajmy, aby nasze życie, które bezapelacyjnie jest nam dane, przeżyli za nas inni, aby przeleciało nam przed oczami.
 
Róbmy dla innych tyle ile możemy, ale nie odbierajmy sobie tym samy prawa do własnego życia, szczęścia, potrzeb... Nie zapominajmy, że dzieci wyfruną z gniazda, życie nie trwa wiecznie - nie znamy dnia ani godziny...Poświęcajmy się dla innych, ale pamiętajmy, że sobie również jesteśmy winni poświęcenie. Jeśli obecnie czujecie, że wiele Wam w życiu umknęło, to nie pozwólcie, aby to uczucie pozostało z Wami na dłużej.
 
 
 
Życzę realizacji osobistych poświęceń:)

poniedziałek, 15 lutego 2016

SZCZĘŚCIE = DOCENIANIE

O szczęściu można wiele pisać, mówić, czytać - ale jak jest z jego doświadczaniem? Słyszymy, że ktoś jest szczęśliwy, widzimy to, i zazdrościmy. A my? Co z naszym szczęściem? Czy jak mam lepszy dzień to już jest szczęście? Czy jak kupię sobie coś fajnego to już..? Czy jak coś mi się uda?

Szczęścia nie da się policzyć, zmierzyć...

 
Myślę, że szczęśliwi jesteśmy nawet gdy mamy gorszy dzień. Jak to? A tak to. Gorszy dzień wynika ze złego samopoczucia, z "czyjegoś" powodu - ktoś nas zdenerwował - choć wolę być ostrożna w osądach, ponieważ słyszałam, że "denerwować się, to mścić się na własnym zdrowiu za głupotę innych" - być może:)

www.temysli.pl
 
Wracając do szczęścia, gdy szczęśliwi się nie czujemy. Otóż bycie szczęśliwym to nie lepszy dzień, to proces, który trwa mimo gorszego dnia. Osobom szczęśliwym na pewno łatwiej przez taki dzień przebrnąć bez stanów depresyjnych...:) Jednak zapominamy o docenianiu tych dni, sytuacji, które czynią nas szczęśliwymi. Rzadko myślimy o naszym szczęściu w chwili gdy mamy cudowny dzień - owszem - cieszymy się, ale tak po prostu bez głębszej refleksji, nie doceniając danej chwili.


Gdy bliżej przyjrzymy się sobie samym, naszemu życiu "szczęście" zyska nowy wymiar. Stanie się dostrzegane, będziemy się nim bardziej cieszyć, a tym samym korzystać z jego uroków, magicznej siły:) Pamiętajmy, że jakość naszego życia zależy od nas samych.

www.lovsy.pl
 
Życzę samych szczęśliwych chwil:)
 
 
 

wtorek, 9 lutego 2016

...WRÓCIŁAM DO DOMU DZIECKA...

 
Uzbierałam dwie torby zabawek (jak poprzednio) i  trochę pewniejsza, lecz nadal walcząca ze łzami poszłam do dzieci. Furtka była otwarta, drzwi również. Hol pusty, korytarze puste, wszędzie głucho, z oddali słyszałam męski głos, ale nie potrafiłam go zlokalizować. Z poprzedniej wizyty pamiętałam, że "maluszki" są na górze, więc poszłam tam. W kuchni pusto, w pralni pusto, na korytarzach pusto. Do pokoi dzieci nie ośmieliłam się wejść. Domyśliłam się, że była "jakaś" pora - może drugie śniadanie, może zabawy... Czułam się trochę zagubiona, trochę jakbym wkradała się do czyjegoś domu...
 
 
Na szczęście z jakiegoś pokoju wyłoniła się Pani, którą poinformowałam w jakim celu się tu znalazła. Obiecałam sobie, że osobiście zaniosę zabawki dzieciom...ale Pani tego nie zaproponowała, a ja wypowiadając zdanie "Przyniosłam zabawki dla dzieci, są przebrane i wszystkie w bardzo dobrym stanie" - walczyłam ze łzami...
 
Pani podziękowała, a ja szybko poszłam schodami w dół, aby nikt nie zobaczył moich czerwonych oczu i przyspieszonego oddechu...
 
 
Miałam być silna, miałam być radosna, miałam się chwilę pobawić z dziećmi...wyszło jak wyszło... Z tyłu głowy znowu miałam moją córkę - 2,5 letnie dziecko, które zostało porzucone, albo odebrane rodzicom...z różnych powodów...
 
Ile jeszcze takich wizyt...ile jeszcze czasu upłynie, aż nabiorę siły? pewności siebie? wiary? - jak to nazwać, jak opisać fakt, że nie potrafię spojrzeć na małe istotki, które codziennie powinno się przytulać i mówić im jak bardzo się je kocha...
 
www.temysli.pl
 
Może już nigdy, może zawsze będę zostawiać worki z zabawkami niczym Święty Mikołaj i będę znikać zanim obudzą się/zobaczą mnie dzieci... Może jako świadoma matka, nie potrafiąca zrozumieć sytuacji dzieci z Domu Dziecka/dramatu ich matek już nigdy nie będę potrafiła spojrzeć im w twarz, uśmiechać się do nich i bawić się z nimi jakby nigdy nic...
 
Ale jedno jest pewne...będę tam wracać i próbować, nawet jeśli nigdy mi się nie uda nawiązać kontaktu z dziećmi to przynajmniej będę wiedziała, że robię "coś" co choć na chwilę zapala uśmiech na ich buźkach...
 
 
Życzę...pięknego życia