MojeLustro

sobota, 3 lutego 2018

A PANI SIĘ CHCE?


Na rynek chodzę bo lubię...lubię czuć zapach warzyw i owoców...lubię te kolory...lubię ten specyficzny dla targowisk gwar...lubię podglądać ludzi, którzy dotykają wszystkiego i kupują lub idą dalej do "swoich"...
 
Ja też mam "swoich"...i do nich też lubię chodzić...wiem, że Oni tam pracują, ale też żyją targowiskiem...mają swoich stałych klientów, którzy darzą ich zaufaniem, którzy często ich komplementują "niech mnie Pani nigdy nie zostawi, bo ja tylko Pani jajka lubię", "bo ja to wiem, że u Pani to na pewno nie pryskane", "Panie, te Pana ziemniaki, to nie potrzebują ani mięsa ani surówki...takie dobre"...
 
I ja tam chodzę, żeby tego posłuchać trochę...taka solidarność ze "swoimi", to niezwykłe zaufanie....obserwuję też, że czasami to na rynku ludzie chcą najzwyczajniej "pogadać"...bo Oni się tam jak "u siebie" czują...
 
I ja też tak czuję...poszłam po kurę, masło (tydzień wcześniej zamówione x3), śmietanę (na Hanuszkowe lody) i jajka...i ta moja Pani opowiada mi o śmietanie i że masła ma dla mnie 2 szt. bo nie udało się zrobić na wszystkie zamówienia...i o te lody mnie spytała...
Pani: "Czy Pani się chce te lody samej robić...w sklepie tyle tego"...
Ja: "A no chce mi się, bo skład chemiczny krótki, a Pani śmietana najlepsza, poza tym jak się swoje lody je to prawdziwe szczęście się odczuwa!"
Pani: (na to uśmiechnęła się) "No to ja się bardzo cieszę, bo teraz młodym to się nie chce...wszystko gotowe kupują....a tu właśnie o to "swoje" chodzi i o to "chcenie""...

Chodzę też po jabłka do Pana, który z ojcem swym czasami coś dorzucą gratis, albo opowiedzą krótką historię o swoich warzywach i owocach...i dziś dowiedziałam się, że powinnam spróbować ich wyjątkowych jabłek...bo one są z jedynego drzewa...bardzo starego...i nie wiedzą ile jeszcze "wiosenek" to drzewo będzie jabłka dawać...jakież było moje zadowolenie, gdy mogłam stać się częścią historii tego drzewa:) niby nic...a człowiek poczuł, że musi te jabłka wziąć...


Mleko kupuję od Pana, który swoje kozy jak dzieci traktuje...wiem bo widziałam...wiem bo widać po tym jak o swoim szczęściu związanym z kozami mówi...i te Jego sery...z kozieradką i czarnuszką...moje ulubione...


Obok stoi Pan który sprzedaje swoje przetwory...sosy, dżemy, przyprawy...ale i jedyne w swoim rodzaju pierożki z mąki orkiszowej z magicznym nadzieniem (dziś była to kapusta kiszona z pomidorami, cebulką i kabaczkiem, co miesiąc inne nadzienie, bo Pan przyjeżdża raz w miesiącu)...smak...nie do opisania, już nie wspomnę, że zdrowe...ale moje łase oczy miedzy tymi wszystkimi cudami dostrzegły przecudnej urody ciasto!!!...te kolory, ta dokładność wykonania...ale przede wszystkim...ten skład...tam było wszystko w co wierzę, że daje siłę, moc, zdrowie, energię...i daktyle i olej kokosowy i kasza jaglana i kakao i orzechy i granat i pomarańcze i orkisz...i wiele innych, których nie jestem w stanie wymienić...i ten Pan powiedział, że to bardzo czasochłonne ciasto, ale że Jego córce się chce...


A mi się chce w sobotę rano, zamiast gnić w łóżku, tylko i wyłącznie dlatego, ze jest weekend...iść na rynek...jeden...drugi...i być z Tymi ludźmi, którym również się chce...cudownie jest czerpać od Nich energię...inspirować się ich chęciami...wiedzą...umiejętnościami...ich zdrowym podejściem do życia...pewnie każdy z nich ma nie łatwą historię...ale nadal Im się chce...a może nawet bardziej niż tym co tej trudnej historii nie mają...


Więc drodzy moi...niechaj Wam się ZACHCE...bo życie można przeżyć tylko raz...nie ma takich pieniędzy i mocy na Świecie, aby było nam dane przeżyć życie jeszcze raz...lepiej...