MojeLustro

sobota, 18 sierpnia 2018

ZROZUMIENIE

 
Człowiek rodzi się dobry...nie uznaję innej teorii...następnie dostaje w spadku pewne gratisy od rodziców w postaci obciążeń, lecz i w obciążenia nie do końca wierzę...uważam, że żyjemy w czasach, w których jesteśmy w stanie sprostać temu na co kiedyś załamywano ręce.
Następnie...rodzicom się wydaje, że wychowują swoje dzieci (bez względu na efekt)...no bo uczą soje pociechy jak zachowywać się w stosunku do starszych, biednych, chorych...prawią morały, mówią o samodzielności, systematyczności...itp...Lecz bez względu na to ile tym dzieciom nie nakładziemy do głowy, ile uwag nie zwrócimy, ile razy nie nagrodzimy/ukarzemy...to potomkom czyny a nie teorie w pamięć zapadają...
Jeśli mówisz, że nie można kłamać, a na kłamstwie dziecko Cię przyłapie...teoria upada...jeśli mówisz, że bić słabszych nie wolno, a sam klapsa dasz...teoria upada...jeśli mówisz, że nie wolno przeklinać, a sam bluzgasz...teoria upada...jeśli mówisz o szacunku do drugiej osoby, a przy dziecku obgadujesz/naśmiewasz się/szydzisz...teoria upada...jeśli mówisz, że nie wolno się spóźniać, a na przedstawienie szkolne się spóźniłeś...teoria upada...
Oczywiście...jeśli dziecko będzie powtarzać Twoje czyny a nie teorie i zostanie za to skarcone...to być może się opamięta...jednak doświadczenia zabierze do "społeczeństwa" a nie teorie...bo teoria musi iść w parze z "praktyką"...w przeciwnym razie nie przebije się do systemu wartości młodego człowieka... 
Gdy zaczyna się do nas "dobierać "społeczeństwo...otrzymujemy za darmo tysiące poglądów, setki prawidłowości życiowych i mądrości na każdy temat...zaczynamy lekko fiksować...bo dotychczas wszystkie nauki wypływały z domu...i nie do końca pokrywają się z tym co "głosi" i czyni społeczeństwo...
Więc hormonalnie rozdarty młody człowiek, którego mózg wypełniony jest po brzegi wieloma sprzecznymi definicjami, idzie z tym ładunkiem do domu...i zaczyna głosić je "przy stole"...
 
i wtedy się zaczyna...BUNT RODZICÓW
 
Tak jak uważam, że człowiek rodzi się dobry, tak też uważam, że to nie dzieci się buntują a rodzice...Nastolatek wchodzi w oczywisty i zdrowy dla organizmu okres dojrzewania (rozwój emocjonalny i fizyczny). Niestety na tym etapie bardzo często pojawiają się pierwsze kompleksy (pamiętając przy tym, że w różnym wieku dojrzewamy - kwestia indywidualna). Zaczynamy się porównywać i oczekiwać jak powinno się wyglądać...Hormony przejmują kontrolę nad mózgiem, a ten zawładnięty mózg zaczyna poszukiwać miejsca dla siebie w tym skomplikowanym Świecie....
Przeważnie skutkuje to "spieraniem się" (ładnie to ujęłam) z rodzicami (osobami znaczącymi). I tak drodzy rodzice ma być. Jeśli Wasze nastoletnie cudo się z Wami nie spiera...to zacznijcie się mu bacznie przyglądać...Ma się z Wami spierać, aby stać się sobą a nie Wami...
 
Nie będę się rozpisywać o problemach okresu dojrzewania - bo jest ich multum...musiałabym poznać każdą rodzinę z osobna, aby stwierdzić fakty, a nie przypuszczenia. Jednak istotne jest, czego nie robić...nie należy mówić młodzieńcowi, że buzują w nim hormony, że dlatego pewne rzeczy mu się wydają, że dlatego jest nerwowy, że to powód Jego kompleksów...itp. itd... To tak jakby powiedzieć alkoholikowi...że jest alkoholikiem...oczywiście że nie jest...a i nastolatek powie, że masz przestać mu bredzić o hormonach...przecież mamy już do czynienia z kimś, kto zaczyna podejmować znaczące decyzje w swoim życiu...zaczynamy powoli rozmawiać z nim o przyszłości...pytamy o opinię...rozliczamy z zadanych prac domowych...klasówek...oczekujemy, że przejmie niektóre obowiązki domowe...prosimy o pomoc przy młodszym rodzeństwie...nie powinniśmy się zasłaniać Jego hormonami...bo zaraz rodzicu, Twoje dorosłe dziecko powie Ci, że jesteś nerwowy bo masz andropauzę/menopauzę...odbierze Ci prawo do wypowiadania się...zacznie Ci ujmować wiedzy...bo Twój organizm wariuje i nie działasz racjonalnie...
 
Nie zmierzam do tego, aby zacząć na wszystko pozwalać, aby traktować jak wyrocznię każde zdanie swojego nastoletniego dziecka...chodzi o to aby nie przypisywać poglądom naszych dzieci irracjonalności spowodowanej hormonami!!! Trochę refleksji! To my sprawiamy, że nastolatek fiksuje...nie wie kim jest...
Raz pytamy o zdanie związane z problemami rodzinnymi, aby zaraz potem przy innej okazji powiedzieć, że nie ma racji koniec kropka...nie podejmując Jego punktu widzenia...więc co ma "biedak" zrobić...frustruje się i coraz bardziej zamyka na odbiór...słyszy, ale nie słucha...
 
Jako nastolatka uważałam i dziś z perspektywy czasu uważam...że okres dojrzewania, to najtrudniejszy okres w naszym życiu. Nie wymaga ingerencji...a tolerancji...nie pchaj się w ten okres z butami...stój z boku aby można było skorzystać z Twojej cennej rady...swoje już zrobiłeś...teraz nastolatek oceni, czy chce poprosić własnego rodzica o pomoc/radę czy nauczyciela lub mamę/tatę kolegi/koleżanki...
 
...i wtedy Twoje dziecko sobie myśli..."Denerwuje się, bo nie pytam jego tylko wujka".
 
...a nie pyta Ciebie bo...
 
 
Życzę dobrych relacji z własnymi dziećmi:)

środa, 1 sierpnia 2018

STAŃ SIĘ SOBĄ


Życie stawia nas w różnych sytuacjach, do których "należy się dostosować". Nie zawsze chcemy, nie zawsze możemy, nie zawsze to robimy - dokonujemy wyboru.
Gdy jednak decydujemy się zrobić coś co nie do końca jest zgodne z naszymi odczuciami - stajemy się "kimś innym".
 
Często dzieje się tak - gdy owszem, mamy wybór - jednak jest on "narzucony" przez niekorzystne dla nas decyzje, podjęte przez osoby, z którymi jesteśmy w "różnych" relacjach.
Sarkastycznie rzecz ujmując - to jakby mieć możliwość wyboru pozbycia się lewej lub prawej ręki...OJ!
I wtedy sprawa się komplikuje. Skutki podjętych przeze nas "dławiących" decyzji - rozciągają się w czasie.
 
...wtedy stajemy się "kimś innym"...
 
Pytanie: kiedy jestem sobą?
 
A wtedy, gdy w możliwie najmniej bezstresowym punkcie swojego życia, cieszysz się codziennością, realizujesz się w różnych czynnościach, dbasz o równowagę pomiędzy obowiązkami a przyjemnościami, gdy chętnie idziesz do pracy i mimo zmęczenia masz chęć na dalszą część dnia...mniej więcej wtedy jesteś sobą.
 
Porównania powinny iść w górę...jeśli już...
Powinniśmy dążyć do powielania tych momentów w życiu, które sprawiły, że chętnie do nich wracamy myślami.
 
Nawet jeśli za Tobą wiele złych okresów. Jeśli wydaje Ci się (lub jest to faktem), że częściej jest Ci źle niż dobrze - to jednak bywało przyjemnie - zdarzało Ci się śmiać, nie raz czułeś że jest fajnie "tu i teraz"...to znaczy, że taki pozytywny stan jest realny - bo go doświadczyłeś.
Dalej idąc, oznacza to - że w tych momentach - byłeś sobą - prawdziwy TY. I tego założenia się trzymaj, gdy nic Ci się nie chce, gdy jesteś zły i sfrustrowany, gdy wszystko Cię denerwuje...gdy "nikt Cię nie rozumie"... Jesteś w stanie "wrócić do siebie" - znów stać się sobą.
 
Zechciej tylko wpływać na sytuacje - i przestań się do nich (tylko i wyłącznie) dostosowywać.
Pewne osoby z Twojego otoczenia się zdziwią...inne zirytują...będą tacy co Cię obgadają lub po prostu znikną.
 
Często nie mamy wpływu na czyjeś decyzje, które być może nas krzywdzą - jednak żadne cudze działania nie odbiorą nam możliwości podjęcia własnych decyzji. Jeśli nawet, mimo wszelkich starań, podejmiesz decyzje niezgodną z własnym sumieniem - nie karz się za to. Lęki, obawy, podatność na manipulacje - są częścią życia społecznego - sprawiają, że dokonujemy złych wyborów. Potraktuj to jako lekcję i nie popełniaj tych samych błędów.

Analizuj swoje odczucia, "fantazjuj" o ewentualnych innych rozwiązaniach, rozmawiaj z bliskimi o tym jak jest i jak mogłoby być...
Nie zamykaj drzwi - zostaw je uchylone - bądź otwarty na nowy dzień, bo nie wiesz co przyniesie. Czasami nasze decyzje ulegają zmianom, problemy rozwiązują się same, pojawiają się nowe możliwości i wiele ciekawych rozwiązań...poznajemy nowych ludzi...

Pamiętaj, że niczego z powyższych nie doświadczysz, gdy będziesz myślał wyłącznie o problemach, a nie o rozwiązaniach...Myśląc wyłącznie o problemach, gubimy kontakt z rzeczywistością, która nie jest taka "dramatyczna"...gubimy kontakt ze sobą...

Życzę Wam, abyście mimo przeciwności losu pozostali sobą:)

 

poniedziałek, 23 lipca 2018

DZISIEJSZOŚĆ

 
Czasami zastanawiam się jak radzi sobie młodzież w dzisiejszych czasach...nie wiem czy są one trudne czy nie...to chyba kwestia tego jak o tej rzeczywistości mówią i myślą rodzice oraz jak sobie z nią radzą.
 
To musi być ciężkie doświadczenie...gdy Kasia ma 150 lajków a Ania tylko 8...Gdy Paulinie pod postami piszą "lofciam", "tęsknie", "jesteś słitaśna"...a Marcie...nic...
 
Ja na prawdę uważam, że to bardzo trudne dla młodzieży, gdy w domu Cię nie rozumieją, albo zbywają i mają więcej oczekiwań niż dobrego słowa...a media społecznościowe, gdzie szukasz akceptacji, są zachłanne na wielki blask...
 
Myślisz sobie...jak ja się przebiję...jestem taki przeciętny...nie widać mnie...a nawet gorzej...często się ze mnie podśmiewują...
Staram się to ignorować, udaję że mam to gdzieś...ale wracam do domu i analizuje...co jest we mnie takiego, że nie lubią mnie tak jak Patryka. Dlaczego Adama wszyscy słuchają, a jak ja coś mówię to nie wiadomo kiedy gadam sam do siebie...
 
Facebook, Instagram...i gdzie to się tam jeszcze ludzie aplikują...dają w kość...liczysz "swoje głosy" niczym oszczędności na PlayStation lub torebkę, co ją cool blogerka na Insta wrzuciła...
 
Co dalej...nic mądrego nie napisałam i nic mądrego nie sprzedam...
 
JAK SIĘ NIE MA CO SIĘ LUBI, TO SIĘ LUBI CO SIĘ MA...
 
lub
 
JAK SIĘ ROBI CO SIĘ LUBI, TO SIĘ NIE PRZEJMUJESZ KTO CIĘ LUBI:)
 
Nie chodzi o to aby stać się kimś rozchwytywany na fejsie...aby szybko znaleźć pasję...bo przecież ludzie ciekawi...tych których podziwiamy, maja pasję i często na tym zarabiają...nie o to chodzi aby codziennie biegać, malować, czytać wiersze, uczyć się chińskiego...jeśli Cię któreś z powyższych jara to ok...Chodzi o to, aby przełamać niechęć do codzienności. Bo diabeł tkwi w szczegółach, czyli właśnie w codzienności, a nie miesiącach czy latach.
 
Możesz mi nie wierzyć, ale jeśli znajdziesz sposób na relaks dla siebie, jeśli odnajdziesz kilka drobnych przyjemności, które możesz robić na co dzień...to z czasem przestaniesz się przejmować czy jesteś dla innych "atrakcyjny w kontaktach" - Ty nie jesteś klaunem który ma uatrakcyjniać życie innym...nie jesteś licznikiem lajków na fejsie...nie urodziłeś się po to aby żyć dla innych...masz żyć najpierw dla siebie...a w drugiej kolejności dla tych co Cię kochają...reszta to gratisy...bierzesz albo dziękujesz...wybierasz tych co chcą z Tobą być, nawet jeśli popełniają błędy...Ty też je popełniasz. Pozwól żyć po swojemu tym co mają wyłącznie oczekiwania - musi im być ciężko...bo ich głodu nikt nie zaspokoi.
 
Jeśli nie lubisz spędzać czasu sam ze sobą, jeśli wracasz do domu i pierwsze co - szukasz kontaktu z kimkolwiek, jeśli zamiast książki czy gazety wolisz pstrykać w pilot lub telefon, jeśli spacer w pojedynkę nie wchodzi w grę, jeśli do wszystkiego co masz zrobić na zewnątrz potrzebujesz "kogoś" - zastanów się czy lubisz siebie? Jeśli nie lubisz spędzać czasu sam ze sobą...to czy Ci o których względy zabiegasz - mają na to ochotę?
 
To nie dramat życia...wiem, że łatwiej jest wpływać na otoczenie niż zmienić coś w sobie...ale czy o to chodzi aby wymuszać na innych i nimi manipulować...czy o taką uwagę kolegów i koleżanek nam chodzi?
 
Nie ma bardziej wartościowej uwagi drugiego człowieka - niż ta świadoma...z wyboru...
 
Poprzez manipulacje i wymuszanie - ludzie wpadają w nasze sidła, dostajemy ich uwagę, lecz jest ona niekompletna, bezwartościowa, być może drugi raz tej uwagi nie otrzymamy...
 
Jeśli popracujesz nad sobą, nad tym aby polubić siebie, aby chętnie ze sobą spędzać czas...to być może zainspirujesz kolegów i koleżanki...może wtedy pomyślą, że skoro "taki On" nie potrzebuje nas do niczego...to być może jest bardzo fajny...jest ciekawy...nie narzuca się, ale i nie błaznuje aby zwrócić naszą uwagę...być może sami podejdą do Ciebie ze "swoją uwagą" i Ci ją zaoferują...
 
Nie martw się to nie jest trudne...będzie jedynie wymagało od Ciebie..bliższego poznania siebie...zadania sobie kilku/wielu:) pytań. Jak już je sobie zadasz...to sukcesywnie na nie odpowiadaj...a następnie...realizuj to co przed sobą odkryłeś...gdy się w to zaangażujesz...zorientujesz się, że od jakiegoś czasu nie zwracasz uwagi na to, kto Cię lubi, a kto ignoruje...a być może przy Tobie będzie już stało kilkoro fajnych ludzi:)
 
Życzę fajnej dzisiejszości:)

wtorek, 26 czerwca 2018

MÓWISZ - JEST PROBLEM? - MÓW - JEST ROZWIĄZANIE!

 
Staram się (nadal się uczę) nie oceniać rodziców - zwłaszcza matek, bo wychodzę z założenia, że tylko ideałom (!) wolno...a poza tym nie ma "przyzwolenia" na ocenianie sytuacji innych osób/rodzin dopóki samemu nie doświadczy się "identycznej" sytuacji...Nawet podobna sytuacja nie uprawnia nas do ocenienia i "wymądrzania się" - bo wiele szczegółów, które akurat podobne nie są, mogą znacząco wpłynąć na wystawienie "błędnej oceny". 
 
 
Jesteśmy "wyszkoleni" w kierunku rozmawiania o problemach, analizowania ich i wyolbrzymiania. Robimy to nagminnie w domu, pracy, przychodni, przedszkolu, szkole, studiach, kursach, sklepie, u fryzjera i gdzie tam jeszcze ludzie chodzą..."Przekazujemy" te problemy/lęki naszym dzieciom...Rozmawiając z partnerem, znajomym, rodziną często nie zdajemy sobie sprawy, że dziecko wyłapuje wszystko, nawet jeśli siedzi ze słuchawkami na uszach (muzyka jest prawdopodobnie/być może wyłączona) , bawi się, uczy się...wtedy wylewamy potok smutków i żali, a nasze dzieci tego słuchają...kochają nas, chcą ratować "nasz wspólny Świat", interesują się głównie naszymi problemami, bo przecież nie zdarza nam się zbyt często rozmawiać z nimi o fajnym dniu w pracy czy śmiesznej sytuacji w sklepie...o tym paplamy z kumpelą/kolegą...
 
Popełniamy błędy, które ciężko jest naprawić...są to błędy które nasze dzieci wdrukowują sobie i zabierają w świat...
 
Wiem z doświadczenia, że większość rodziców myśli, że jak dzieci nie są w tym samym pomieszczeniu to nie słyszą o czym się mówi (!) - nic bardziej mylnego - wyostrzają słuch!! Działa to na zasadzie efektu cocktail party - coś co jest dla nas interesujące,/dotyczy nas, nasz mózg wychwyci nawet na głośnej imprezie...możesz nie słyszeć co opowiada Ci kolega face to face, ale gdy ktoś na drugim końcu wypowie Twoje imię, to usłyszysz perfekcyjne! - podobnie działa to u naszych dzieci. Gdy rodzice rozmawiają o problemach to dzieci, nawet gdy zasypiają, potrafią się przebudzić i podsłuchiwać. Oczywiście zinterpretują to na swój sposób - bo nikt nie zamierza podejmować z nimi rozmowy na temat problemów...i zapewniam, że ich głowa od tego czasu zacznie inaczej przetwarzać informacje niż jak przed nalotem negatywnych (niewyjaśnionych) informacji. Dzieci maja też paskudną!!! umiejętność przypisywania sobie winy. Biorą odpowiedzialność za zło, którego doświadcza rodzina (kłótnie rodziców, problemy materialne, choroby)...i tu również (często) pozostają z tym same, bez wyjaśnień i ściągnięcia z nich poczucia odpowiedzialności.
 
Jak to jest, że rodzice uważają, że sytuacja rodzinna nie dotyczy dziecka??? Bo dziecko to niskopodłogowe stworzenie i niczego nie zrozumie??? Nie, przepraszam....w niczym nie pomoże...
 
Więc dostaje po głowie tymi wszystkimi problemami...ale już nie słyszy, że problemy zostały rozwiązane...że mama z tatą się dogadali, że pieniądze na kredyt się znalazły, że  babcia jednak nie ma raka, że to nie jego wina - że rodzice się rozwodzą...
 
Gdy dziecko nasłucha się o tych katastrofach w domu, podpyta kolegów w szkole, coś potwierdzą, coś zaprzeczą...poskłada do kupy...i suma summarum JUTRA NIE BĘDZIE!!! Świat się skończył wczoraj wieczorem...skoro mama/tata (mój cały Świat) ma problemy to Świata się zawalił...
 
Jeśli nie masz możliwości (?), czasu (?), ochoty (!), potrzeby (!) porozmawiać o problemach "dorosłych" w kawiarni, lesie, parku, samochodzie...jeśli istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że Twoje dziecko może słyszeć o czym się rozmawia w domu...to zbadaj to i nie zostawiaj go bez rozwiązania...rozmawiaj też o sukcesach jakimi są rezultaty rozwiązania problemów rodzinnych..itp.
 
Dziecko ma prawo wiedzieć, że pieniądze "się znalazły", choroby nie ma lub da się ją wyleczyć lub nie jeśli nie to dlaczego... Nie musisz mu mówić o co się kłócisz z mężem/żoną...ale porozmawiaj z nim, że to nie jego wina, że nadal go kochacie i że cokolwiek się wydarzy to rodzice się rozwodzą ze sobą a nie z dziećmi...
 
Dziecku jest o wiele trudniej radzić sobie z problemami...jest jakieś 20-30 lat doświadczeń/umiejętności za nami...to sporo...posiada "nieposłuszne" hormony, a relacji uczy się głównie z Internetu...koledzy po szkole biegają po różnych zajęciach, w szkole wszyscy siedzą na portalach społecznościowych i piszą do siebie siedząc "okno" dalej...w domu różnie bywa...a jakkolwiek bywa to dziecko jest z tego bywania wyłączone...
 
Dziecko do szczęścia na prawdę potrzebuje nie wiele...czy wiesz że wystarczy 15-30 min dziennie "porządnej jakościowo" uwagi, aby Wasze relacje były trwałe i stabilne, aby dziecko czuło, że jest ważne i kochane...ale to musi być uwaga niezachwiana...uwaga która skupia się tylko na potrzebach dziecka...to dziecko jest kierownikiem tego czasu...Czy wiesz, że wystarczy wyjść raz w miesiącu z dzieckiem na lody, do kina, na spacer, na basen, itp. aby czuło, że lubisz spędzać z nim czas, i że Wasz wspólny czas nie ogranicza się tylko do odrabiania lub sprawdzania lekcji, ewentualnych kąpieli, rozmawiania o spóźnieniach i wizytach u lekarza...w tym czasie wyłączasz telefon, tablet, nie szukasz Wi-Fi. O to samo prosisz dziecko (myślę, że nie trzeba będzie, jak już to tylko raz, jeśli nie - to tym bardziej poświęcaj mu więcej czasu).
 
Nie bądźmy egoistami, sami byliśmy dziećmi i nawet jeśli żyliśmy w rodzinach "dzieci i ryby głosu nie mają" to nie znaczy, że nam to odpowiadało...jeśli nie zaspokajano naszych potrzeb, i sami nie wiemy jak to robić w przypadku naszych dzieci...to czytaj, pytaj, rozmawiaj z innymi...ucz się i szanuj fakt, że już nie jesteś dzieckiem i masz wpływ na swoje życie. Przerwij łańcuch którym ktoś dawno temu Cię obezwładnił...
 
W każdej dorosłej głowie jest ukryte dziecko...pozwól mu czuć...
 
 

piątek, 1 czerwca 2018

MAMA


Myślę, że to co napiszę powinno mieć oddźwięk pozytywny, jednak w zależności od doświadczeń każdy zinterpretuje to na swój sposób.
 
Nie jestem super doświadczoną mamą, i nie będę się wymądrzać jako mama, raczej jako baczny obserwator ludzi. Nie będę też oceniać innych matek, bo nie łatwo być mamą i nie miałoby sensu oceniać innych, samej będąc "niedoskonałą"...bo czyż (teoretycznie) tylko osobom doskonałym nie powinno się zezwalać na ewentualne ocenianie...
 
Żyjemy w skomplikowanych czasach "bycia super"...to trudne czasy, bo z jednej strony krzyczymy i protestujemy w sprawach równouprawnień, równości, wolności głosu, podejmowaniu decyzji w sprawie własnego życia...a z drugiej strony obrzucamy błotem matki, które nie karmią piersią, szczepią/nie szczepią, piją alkohol, dają dzieciom słodycze lub karmią tylko eco foodem...i tak w kółko...jestem zwolennikiem wymiany poglądów, a nawet krytyki...ale tej konstruktywnej...
 
To, że mamy wiecznie podlegają ocenom i sądom sprawia, że nie mogą swobodnie wychowywać dzieci. Skupiają się na tłumaczeniu swoich wyborów, na odpieraniu zarzutów, na komentowaniu i interpretowaniu zachowań swoich dzieci...oraz porównywaniu się z innymi mamami. Gdzie w tym wszystkim jest dziecko?
 
Żyje sobie u boku mamy i podąża za jej codziennymi rozterkami, kocha ją miłością oczywistą i akceptuje wszystko co mama robi (choć w ogóle nie świadome, że cokolwiek akceptuje). I mimo, że powinno być odwrotnie, bo to matka powinna podążać za dzieckiem, to nie ma takiej możliwości, bo narzucone tempo przez matkę i przez dziecko różni się totalnie.
 

Gdyby spytać matkę, czego życzy swojemu dziecku na przyszłość, to nawet nie będąc doświadczona matką, lub w ogóle matką nie będąc można założyć, że życzyć mu będzie: szczęścia, zdrowia, miłości, dobrej pracy, "dobrego" partnera, ewentualnie korzyści materialnych...itp...itd...i wszystko się zgadza...bo czego by tu nie dodać...to często i gęsto, aby te cudne życzenia się spełniły musimy na to zapracować (my - matki).
 
Nie zdajemy sobie sprawy z odpowiedzialności jaka na nas ciąży. To co matki mówią, co myślą, ale przede wszystkim to, jak się zachowują i jak tratują innych (w tym oczywiście potomstwo), to wszystko skanują dzieci i zapisują na twardych dyskach. Pewne rzeczy są wypierane, inne modyfikowane przez lata (pamięć miesza się ze snami - blednie), co nie znaczy, że nie wpływają na dorosłe już dzieci.
 
Wszyscy popełniamy błędy, wszystkie matki mają wątpliwości co do słuszności sposobu wychowywania, jednak nie wszystkie się reflektują. Mówimy o naszych prawach i obowiązkach. Nawołujemy do świadomego macierzyństwa. Oczekujemy dobrych wzorców wychowania. Wszyscy wiedzą, że trzeba "dobrze" wychować dziecko, i nawet niektórzy (być może więcej niż niektórzy) uważają że faktycznie dobrze wychowują swoje dzieci. Lecz nadal ciągnie się za nami pogląd, że "dobre wychowanie" to posłuszeństwo, dobre wyniki w nauce, maniery...o tym się głośno nie mówi, bo tak jak wcześniej wspomniałam, matki życzą dzieciom szczęścia, zdrowia i miłości (niczym cioci na imieninach)...ale karmimy dzieci obawami, lękami, oczekiwaniami, nakazami...
 
Posłuszeństwo może być egzekwowane poprzez rozmowę, przytulanie, akceptację, spokój, szacunek. Tylko i wyłącznie tak "wypracowane" posłuszeństwo pozwoli żyć dziecku w szczęściu, zdrowiu i miłości...Jeśli na prawdę życzymy naszym dzieciom aby w przyszłości były szczęśliwe - nie oceniajmy ich, nie przekazujmy im swoich lęków - przepracujmy je, nie krytykujmy - pozostawiając je bez wyjaśnienia, ale przede wszystkim nie buntujmy się bardziej niż one - dzieci mają prawo do buntu - muszą się z nami "ścierać" aby móc wyrobić swoje własne zdanie na dany temat, bo w przeciwnym razie będą przemawiać naszym głosem.

Jeśli czegoś się obawiasz droga mamo, jeśli masz kompleksy, które często do Ciebie wracają w myślach, jeśli z jakichś powodów Twoje dziecko Cię denerwuje, jeśli jesteś wybuchowa, a później tego żałujesz, jeśli jest coś czego nie napisałam, a Ty to czujesz...zgłoś się po pomoc...nie przekazuj tego ładunku dziecku, pozwól mu być sobą a nie Tobą. Przepracuj to co Ci ciąży (nie lubię mówić "przepracuj swoje dzieciństwo" - choć o to właśnie chodzi)...przed Tobą jeszcze wiele lat, niech to będą lata wolne od dawnych problemów, niech to będą lata nieobciążone smutkiem, lękiem, żalem...bo te odczucia przekazujemy naszym dzieciom, którym życzymy szczęścia i miłości...


A ja życzę Nam Mamom - WOLNOŚCI 
 


 
 

piątek, 4 maja 2018

KOCHA - LUBI - SZANUJE

W lubieniu miłość się nie zawiera...lecz w miłości, lubienie owszem...teoretycznie...

Kocha, lubi, szanuje - triada, której każdy oczekuje w rodzinie - od partnerów, dzieci, rodziców, rodzeństwa a nawet przyjaciół. Jednak z tego bagażu ludzi, tylko przyjaciół sobie dobieramy.
 
Źródło: oscarkarlsten.com
 
"Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu"...tak i nie...
 
To prawda, że rodzina jest nam narzucona - a kocha, lubi, szanuje - nie zawsze współwystępują.
 
Relacje w rodzinie to ciężka i nie zawsze przyjemna praca. Aby zrobić dobre zdjęcie też trzeba się napracować i często posiąść wiedzę i doświadczenie:)
Oczywiście może to być zdjęcie byle jakie, a może być piękne, które uchwyci dany moment w sposób wyjątkowy. Do zdjęcia takiego chętnie wracamy, wieszamy w salonie - w miejscu centralnym, chwalimy się znajomym...
 
Co się dzieje gdy mamy duże oczekiwania, roszczenia - chcemy "brać", nie uwzględniając "dawania"...co się wtedy dzieje z relacjami...gdy spotykamy się z kimś bo wypada, gdy spotykamy się z kimś bo "musimy", lecz nie mamy na to ochoty...
 
Co się za jakiś czas wydarzy, gdy mamy wobec kogoś tylko oczekiwania? Czy triada "kocham, lubię, szanuję" pozostanie niezachwiana?
 
"Kocham" rodzi się z nami i dojrzewa lub wygasa, bardzo często cierpi, ale wiele potrafi znieść, jest bardzo tolerancyjne.
 
"Lubię" to wybory, chęci, charakter...jest elastyczne na zmiany, potrafi robić dobrą minę do złej gry i często daje drugą a nawet trzecią szansę.
 
"Szanuję" to wychowanie, osobowość, ciężka praca...nie zawsze daje drugą szansę i często nie dopuszcza do trzeciej, nie zawsze jest tolerancyjne...potrafi unieść się dumą...
 
Aby zaistniała triada, trzeba się napracować. Ale to praca, która ma sens i przeważnie przynosi rezultaty. To praca, która robi dobrze nam i innym oraz kolejnym pokoleniom...
 
Bycie rodzicem, dzieckiem, dziadkiem, ciocią, kuzynem...itp...nie jest obowiązkiem...jest przywilejem, a powinno być również przyjemnością. Lecz żeby przyjemnością było...trzeba się uzbroić w cierpliwość i zapracować na tę przyjemność...sprawić aby pewne zachowania stały się nawykami (oczywistością:) a następnie zbierać plony tej pięknej pracy.
 

 Źródło: youngface.tv/rodzina/
Dobre relacje to regularna "wypłata" za pracę na rzecz rodziny, przyjaźni.
 
 

sobota, 3 lutego 2018

A PANI SIĘ CHCE?


Na rynek chodzę bo lubię...lubię czuć zapach warzyw i owoców...lubię te kolory...lubię ten specyficzny dla targowisk gwar...lubię podglądać ludzi, którzy dotykają wszystkiego i kupują lub idą dalej do "swoich"...
 
Ja też mam "swoich"...i do nich też lubię chodzić...wiem, że Oni tam pracują, ale też żyją targowiskiem...mają swoich stałych klientów, którzy darzą ich zaufaniem, którzy często ich komplementują "niech mnie Pani nigdy nie zostawi, bo ja tylko Pani jajka lubię", "bo ja to wiem, że u Pani to na pewno nie pryskane", "Panie, te Pana ziemniaki, to nie potrzebują ani mięsa ani surówki...takie dobre"...
 
I ja tam chodzę, żeby tego posłuchać trochę...taka solidarność ze "swoimi", to niezwykłe zaufanie....obserwuję też, że czasami to na rynku ludzie chcą najzwyczajniej "pogadać"...bo Oni się tam jak "u siebie" czują...
 
I ja też tak czuję...poszłam po kurę, masło (tydzień wcześniej zamówione x3), śmietanę (na Hanuszkowe lody) i jajka...i ta moja Pani opowiada mi o śmietanie i że masła ma dla mnie 2 szt. bo nie udało się zrobić na wszystkie zamówienia...i o te lody mnie spytała...
Pani: "Czy Pani się chce te lody samej robić...w sklepie tyle tego"...
Ja: "A no chce mi się, bo skład chemiczny krótki, a Pani śmietana najlepsza, poza tym jak się swoje lody je to prawdziwe szczęście się odczuwa!"
Pani: (na to uśmiechnęła się) "No to ja się bardzo cieszę, bo teraz młodym to się nie chce...wszystko gotowe kupują....a tu właśnie o to "swoje" chodzi i o to "chcenie""...

Chodzę też po jabłka do Pana, który z ojcem swym czasami coś dorzucą gratis, albo opowiedzą krótką historię o swoich warzywach i owocach...i dziś dowiedziałam się, że powinnam spróbować ich wyjątkowych jabłek...bo one są z jedynego drzewa...bardzo starego...i nie wiedzą ile jeszcze "wiosenek" to drzewo będzie jabłka dawać...jakież było moje zadowolenie, gdy mogłam stać się częścią historii tego drzewa:) niby nic...a człowiek poczuł, że musi te jabłka wziąć...


Mleko kupuję od Pana, który swoje kozy jak dzieci traktuje...wiem bo widziałam...wiem bo widać po tym jak o swoim szczęściu związanym z kozami mówi...i te Jego sery...z kozieradką i czarnuszką...moje ulubione...


Obok stoi Pan który sprzedaje swoje przetwory...sosy, dżemy, przyprawy...ale i jedyne w swoim rodzaju pierożki z mąki orkiszowej z magicznym nadzieniem (dziś była to kapusta kiszona z pomidorami, cebulką i kabaczkiem, co miesiąc inne nadzienie, bo Pan przyjeżdża raz w miesiącu)...smak...nie do opisania, już nie wspomnę, że zdrowe...ale moje łase oczy miedzy tymi wszystkimi cudami dostrzegły przecudnej urody ciasto!!!...te kolory, ta dokładność wykonania...ale przede wszystkim...ten skład...tam było wszystko w co wierzę, że daje siłę, moc, zdrowie, energię...i daktyle i olej kokosowy i kasza jaglana i kakao i orzechy i granat i pomarańcze i orkisz...i wiele innych, których nie jestem w stanie wymienić...i ten Pan powiedział, że to bardzo czasochłonne ciasto, ale że Jego córce się chce...


A mi się chce w sobotę rano, zamiast gnić w łóżku, tylko i wyłącznie dlatego, ze jest weekend...iść na rynek...jeden...drugi...i być z Tymi ludźmi, którym również się chce...cudownie jest czerpać od Nich energię...inspirować się ich chęciami...wiedzą...umiejętnościami...ich zdrowym podejściem do życia...pewnie każdy z nich ma nie łatwą historię...ale nadal Im się chce...a może nawet bardziej niż tym co tej trudnej historii nie mają...


Więc drodzy moi...niechaj Wam się ZACHCE...bo życie można przeżyć tylko raz...nie ma takich pieniędzy i mocy na Świecie, aby było nam dane przeżyć życie jeszcze raz...lepiej...