MojeLustro

wtorek, 26 czerwca 2018

MÓWISZ - JEST PROBLEM? - MÓW - JEST ROZWIĄZANIE!

 
Staram się (nadal się uczę) nie oceniać rodziców - zwłaszcza matek, bo wychodzę z założenia, że tylko ideałom (!) wolno...a poza tym nie ma "przyzwolenia" na ocenianie sytuacji innych osób/rodzin dopóki samemu nie doświadczy się "identycznej" sytuacji...Nawet podobna sytuacja nie uprawnia nas do ocenienia i "wymądrzania się" - bo wiele szczegółów, które akurat podobne nie są, mogą znacząco wpłynąć na wystawienie "błędnej oceny". 
 
 
Jesteśmy "wyszkoleni" w kierunku rozmawiania o problemach, analizowania ich i wyolbrzymiania. Robimy to nagminnie w domu, pracy, przychodni, przedszkolu, szkole, studiach, kursach, sklepie, u fryzjera i gdzie tam jeszcze ludzie chodzą..."Przekazujemy" te problemy/lęki naszym dzieciom...Rozmawiając z partnerem, znajomym, rodziną często nie zdajemy sobie sprawy, że dziecko wyłapuje wszystko, nawet jeśli siedzi ze słuchawkami na uszach (muzyka jest prawdopodobnie/być może wyłączona) , bawi się, uczy się...wtedy wylewamy potok smutków i żali, a nasze dzieci tego słuchają...kochają nas, chcą ratować "nasz wspólny Świat", interesują się głównie naszymi problemami, bo przecież nie zdarza nam się zbyt często rozmawiać z nimi o fajnym dniu w pracy czy śmiesznej sytuacji w sklepie...o tym paplamy z kumpelą/kolegą...
 
Popełniamy błędy, które ciężko jest naprawić...są to błędy które nasze dzieci wdrukowują sobie i zabierają w świat...
 
Wiem z doświadczenia, że większość rodziców myśli, że jak dzieci nie są w tym samym pomieszczeniu to nie słyszą o czym się mówi (!) - nic bardziej mylnego - wyostrzają słuch!! Działa to na zasadzie efektu cocktail party - coś co jest dla nas interesujące,/dotyczy nas, nasz mózg wychwyci nawet na głośnej imprezie...możesz nie słyszeć co opowiada Ci kolega face to face, ale gdy ktoś na drugim końcu wypowie Twoje imię, to usłyszysz perfekcyjne! - podobnie działa to u naszych dzieci. Gdy rodzice rozmawiają o problemach to dzieci, nawet gdy zasypiają, potrafią się przebudzić i podsłuchiwać. Oczywiście zinterpretują to na swój sposób - bo nikt nie zamierza podejmować z nimi rozmowy na temat problemów...i zapewniam, że ich głowa od tego czasu zacznie inaczej przetwarzać informacje niż jak przed nalotem negatywnych (niewyjaśnionych) informacji. Dzieci maja też paskudną!!! umiejętność przypisywania sobie winy. Biorą odpowiedzialność za zło, którego doświadcza rodzina (kłótnie rodziców, problemy materialne, choroby)...i tu również (często) pozostają z tym same, bez wyjaśnień i ściągnięcia z nich poczucia odpowiedzialności.
 
Jak to jest, że rodzice uważają, że sytuacja rodzinna nie dotyczy dziecka??? Bo dziecko to niskopodłogowe stworzenie i niczego nie zrozumie??? Nie, przepraszam....w niczym nie pomoże...
 
Więc dostaje po głowie tymi wszystkimi problemami...ale już nie słyszy, że problemy zostały rozwiązane...że mama z tatą się dogadali, że pieniądze na kredyt się znalazły, że  babcia jednak nie ma raka, że to nie jego wina - że rodzice się rozwodzą...
 
Gdy dziecko nasłucha się o tych katastrofach w domu, podpyta kolegów w szkole, coś potwierdzą, coś zaprzeczą...poskłada do kupy...i suma summarum JUTRA NIE BĘDZIE!!! Świat się skończył wczoraj wieczorem...skoro mama/tata (mój cały Świat) ma problemy to Świata się zawalił...
 
Jeśli nie masz możliwości (?), czasu (?), ochoty (!), potrzeby (!) porozmawiać o problemach "dorosłych" w kawiarni, lesie, parku, samochodzie...jeśli istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo, że Twoje dziecko może słyszeć o czym się rozmawia w domu...to zbadaj to i nie zostawiaj go bez rozwiązania...rozmawiaj też o sukcesach jakimi są rezultaty rozwiązania problemów rodzinnych..itp.
 
Dziecko ma prawo wiedzieć, że pieniądze "się znalazły", choroby nie ma lub da się ją wyleczyć lub nie jeśli nie to dlaczego... Nie musisz mu mówić o co się kłócisz z mężem/żoną...ale porozmawiaj z nim, że to nie jego wina, że nadal go kochacie i że cokolwiek się wydarzy to rodzice się rozwodzą ze sobą a nie z dziećmi...
 
Dziecku jest o wiele trudniej radzić sobie z problemami...jest jakieś 20-30 lat doświadczeń/umiejętności za nami...to sporo...posiada "nieposłuszne" hormony, a relacji uczy się głównie z Internetu...koledzy po szkole biegają po różnych zajęciach, w szkole wszyscy siedzą na portalach społecznościowych i piszą do siebie siedząc "okno" dalej...w domu różnie bywa...a jakkolwiek bywa to dziecko jest z tego bywania wyłączone...
 
Dziecko do szczęścia na prawdę potrzebuje nie wiele...czy wiesz że wystarczy 15-30 min dziennie "porządnej jakościowo" uwagi, aby Wasze relacje były trwałe i stabilne, aby dziecko czuło, że jest ważne i kochane...ale to musi być uwaga niezachwiana...uwaga która skupia się tylko na potrzebach dziecka...to dziecko jest kierownikiem tego czasu...Czy wiesz, że wystarczy wyjść raz w miesiącu z dzieckiem na lody, do kina, na spacer, na basen, itp. aby czuło, że lubisz spędzać z nim czas, i że Wasz wspólny czas nie ogranicza się tylko do odrabiania lub sprawdzania lekcji, ewentualnych kąpieli, rozmawiania o spóźnieniach i wizytach u lekarza...w tym czasie wyłączasz telefon, tablet, nie szukasz Wi-Fi. O to samo prosisz dziecko (myślę, że nie trzeba będzie, jak już to tylko raz, jeśli nie - to tym bardziej poświęcaj mu więcej czasu).
 
Nie bądźmy egoistami, sami byliśmy dziećmi i nawet jeśli żyliśmy w rodzinach "dzieci i ryby głosu nie mają" to nie znaczy, że nam to odpowiadało...jeśli nie zaspokajano naszych potrzeb, i sami nie wiemy jak to robić w przypadku naszych dzieci...to czytaj, pytaj, rozmawiaj z innymi...ucz się i szanuj fakt, że już nie jesteś dzieckiem i masz wpływ na swoje życie. Przerwij łańcuch którym ktoś dawno temu Cię obezwładnił...
 
W każdej dorosłej głowie jest ukryte dziecko...pozwól mu czuć...
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz