MojeLustro

środa, 16 grudnia 2015

W ZŁOŚCI MYŚL O ...

Nie jest lekko gdy w porywach złości, ktoś "dorzuca nam do ognia". Ciężko jest opanować emocje, gdy nie potrafimy myśleć o niczym innym jak tylko o tym, że jesteśmy źli...






Czy istnieje jakiś sposób na opanowanie złości? Istnieje: medytacja, joga, sport...Pewnie jest tego dużo, ale czy można te metody stosować w momencie wybuchu złości? I tak i nie. Zależy w jakiej sytuacji się znajdujemy. Nie bardzo widzę Kowalskiego jak zakłada nogę na głowę, próbując się wyciszyć w pracy po aferze z szefem:) Chociaż...:)




Jest sposób, który w pierwszym i drugim, a może nawet trzecim podejściu do Was nie przemówi, ale uprzejmie informuję, że on działa:) Należy go jednak wdrażać w życie jak każdą inną czynność, która ma się stać naszym nawykiem. Jeśli potrafimy ograniczyć cukier, zrezygnować z pieczywa, biegać regularnie, wstawać posłusznie gdy budzik nas o to prosi... to będziemy też potrafili uspokoić nerwy.


Jest to sposób dla osób świadomych siebie. Dla osób, które wiedzą, że ich wadą jest porywczość, szybkie denerwowanie się, rozgrzebywanie problemów, itp. Dlaczego dla osób świadomych swoich wad? Ponieważ, Ci którzy nie widzą swoich wad, albo nie są ich świadomi, nie będą potrafili wychwycić momentu, w którym ich negatywne emocje wzięły nad nimi górę.  Nie będą widziały, że zachowują się nieadekwatnie do sytuacji. Nie będą potrafiły przyznać się do tego, że robią źle, a w ostateczności zignorują fakt, że można się właśnie w "tym momencie" wyciszyć - bo po co skoro właśnie teraz potrzebują się rozładować.




Ale osoby, które znają swoje słabe strony będą potrafiły wdrożyć "samowyciszanie" w życie. Nie jest to nic skomplikowanego, jest to sposób który często stosujemy na co dzień - "gadanie do siebie":)


Gdy zaczyna się w nas gotować krew, i mamy ochotę krzyczeć, walić pięścią w stół - powinniśmy swoją uwagę skupić na obecnym stanie. Nie jest to trudne. Za pierwszym razem pewnie zreflektujemy się już "po". Gdy już rzucimy epitetami w "ofiarę/oprawcę" to przypomnimy sobie o tym, że nie trzeba było wyrzucać z siebie całej żółci. Przy kolejnej "wojnie" będziemy już pamiętać, że krzyki i agresja poprzednio nie przyniosły rezultatów, a przy trzeciej sytuacji "ugryziemy się w język".




Na przykładzie:


Dzień 1


Mama wraca po pracy do domu. W domu "sajgon", który sam się zrobił:) Dzieci, jak to dzieci - krzyczą popychają się i zawsze czegoś chcą od mamy (w tym samym czasie). Mama prosi, żeby dzieci po sobie posprzątały - bez skutku. Gdy decybele uniemożliwiają funkcjonowanie - mama zaczyna wrzeszczeć. Dzieci chcąc się wytłumaczyć, zaczynają się przekrzykiwać.


Mama zaczyna przeklinać, obrażać dzieci, wytykać im błędy. Dzieci zaczynają wytykać mamie błędy, lub negować wszystko co mówi - używając przy tym sformułowań "ty zawsze", "ty nigdy". Atmosfera w domu paskudna - wszyscy są na siebie obrażeni.


Dzień 2


Mama wraca po pracy do domu. W domu "sajgon", który sam się zrobił:) Dzieci, jak to dzieci - krzyczą popychają się i zawsze czegoś chcą od mamy (w tym samym czasie). Mama prosi, żeby dzieci po sobie posprzątały - bez skutku. Gdy decybele uniemożliwiają funkcjonowanie - mama zaczyna wrzeszczeć. Dzieci chcąc się wytłumaczyć, zaczynają się przekrzykiwać.


Mama próbuje się wyciszyć, ale mimo wszystko krzyczy, bo czuje się bezradna. Dzieci zaczynają krzyczeć, ze jest niesprawiedliwa. Mama przypomina sobie wczorajszy dzień i zaczyna mówić sama do siebie (w myślach):
- Kocham moje dzieci, one przeważnie są radosne i lubią się do mnie przytulać, więc jak mogę do nich "tak brzydko" mówić. Tak bardzo marzyłam aby zajść w ciążę, nie udało mi się od razu. Pamiętam ile mnie to kosztowało nerwów. Ile przykrości sprawiały myśli, że mogłabym nie mieć dzieci. Dlaczego więc na nie krzyczę używając słów, które są poniżające? Dlaczego z nimi nie rozmawiam, przecież już większość rozumieją? Wystarczy, że odczekam chwilę, aż się wykrzyczą, usiądziemy i bez nerwów opowiemy sobie dzień...


Dzień 3 


Mama wraca po pracy do domu. W domu "sajgon", który sam się zrobił:) Dzieci, jak to dzieci - krzyczą popychają się i zawsze czegoś chcą od mamy (w tym samym czasie). Mama czeka aż dzieci wykrzyczą wszystko co im ślina na język przyniesie, a Ona w tym czasie rozpakowuje zakupy. Idzie usiąść na kanapę w głowie powtarzając sobie "nie denerwuj się Krystyna, to i tak nic nie da, że na nich nakrzyczysz - gdy krzyczysz to tylko się jeszcze bardziej nakręcasz i mówisz rzeczy, które potem sprawiają, że przez wyrzuty sumienia nie możesz spać. A im mniej Krystyna będziesz krzyczeć tym mniej one będą krzyczeć, bo zauważą, że masz gdzieś ich krzyki. Może już nigdy nie będą krzyczeć, może kiedyś staną w drzwiach i Ci zakupy zabiorą z rąk.. Nie przesadzaj Krystyna, za dużo wymagasz od życia.." W tym czasie, gdy mama rozmawia sama ze sobą, aby przeczekać "tornado", dzieci siadają na kanapie i pytają czy coś się stało. Mama mówi, że wszystko w porządku i czy u nich też?


Dalszą historię niech każdy dopowie sobie sam, bo szczęśliwe zakończenie często zależy od nas:)




Życzę wielu szczęśliwych zakończeń:)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz